RagingRaven - 2013-03-18 15:00:35

Schowany za linią drzew Wernon obmyśla plan.
-Nonnac , czy twoje działo potrafi robić coś wiecej niż ogłuszać mnie ?
-...Wrażliwy się znalazł. Jasne , że potrafi, całkiem nieźle gra w Gwinta.
-To nie czas na żarty, pytam na serio...
-No wsumie...to ono potrafi strzelać pociskami zależnymi od uaktywnionej runy , wiec zasadniczo, to tak potrafi co nieco więcej niż to co pokazałem ostatnio.
-A dało by radę narobić dymu, takiego prawdziwgo gęstego dymu ?
-Jasne, jak dupa mego zięcia- uśmiechnął się Nonnac
-To do roboty, celuj w grupę goblinów walczących z ...Przewodnikiem.
-Już się robi- powiedział krasnolud i posłał pocisk prosto w chmarę goblinów.

Wernon wstał i rozkazał swoim ludziom strzelać do goblinów tak aby reszta walczących mogła mieć szansę na odwrót w stronę bezpiecznego lasu.

-Krasnoludy za mną.Czas to skończyć.

Wernon wraz z Nonnacem i Rodarobem wbiegli w sam środek zdezorientowanej chmary goblinów.Walczyli jak lwy.Krótki nóż nie był doskonałą bronią jak na tąchwilę, ale musiał wystarczyć.Wernon głośno krzyknął do Przewodnika, aby się wycofał do lasu, w kierunku jego ludzi, gdzie będzie mógł ich osłaniać z daleka. Walka trwała dobre pół godziny.Krasnoludy nie znały strachu ani litości.Wielki młot Nonnaca miażdżył głowy goblinów jak dziadek do orzechów stare, dobrze wysuszone orzechy, i to z takim samym dźwiękiem.Rodarob postanowił się trochę zabawić,wyżucił swój topór wraz z tarczą i dobył kuszy z bagnetem.Dźgał jak oszalały, co jakiś czas posyłając bełt prosto w twarz jakiegoś nieszczęśnika...

Magiczny dym z działa runicznego opadł...

ratchet450 - 2013-03-18 15:14:47

-Co strach Cię obleciał ? Ja sięlasów nie boję. Spędziłem w nich połowę dzieciństwa. Lilith...jak tam ? Wyspałaś się ?
-Ta... całkiem...
Herbolth i spółka szli przez ciemny las. Przez drzewa łagodnie prześwitywało światło. Po drodze rozmawiali na mniej ważne tematy.
-Enma... ? Dlaczego nie lubisz lasów- powiedział Herbolth już poważniejszym głosem gdy usłyszał szelest za drzew.
-Ten las jest naprawdę...dziwny - potwierdziła Lilith.
Cały czas szli zaniepokojeni. Po ok. 7 godzinach marszu zdecydowali się na przystanek. Enma nazbierał drewna.
-Herbolth...rozpal nam ognisko...
Herbolth delikatnie podpalił ognisko.
-Teraz trzeba coś zjeść... - powiedział głodny Enma.
-Ja pójdę ! - powiedziała zdecydowanie Lilith i poszła.
-Nie trzeba Ci pomocy ?!
-Nie !
-Jak coś to wiesz...wołaj
Teraz Herbolth patrzył na Adel.
-Adel...w czym się specjalizujesz ?
-No... różnie...ale najbardziej fascynuje mnie zielarstwo i alchemia.
-Ooo ! Przydasz się !
Nagle grupa usłyszała krzyk...krzyk Lilith
-Szybko ! Idziemy ! Adel zostań ! Nazbieraj ziół...coś czuje, że się przydadzą.
Wszyscy biegli w stronę krzyku, a najszybciej Herbolth.
Po chwili można było dostrzec Lilith leżącą po drzewem i pięknego zabitego jelenia.
-Lilith nic Ci nie jest ?!
-Nie...Chociaż... Mam...mam gałąź w udzie !.
-Jak ty to zrobiłaś ?
-no...no...eee spadłam z drzewa.
Herbolth pomógł Lilith wstać.
-Enma ! Weż tego jelenia !
Powolnie wrócili do obozu.
- Adel ! Potrafisz sporządzić jakąś miksturę, która odnowi zranioną tkankę.
- Krople Llinaty... Herbolth mógłbyś...wyciągnąć jej tę...gałąź.
Herbolth uklęknął przy Lilith i złapał za gałąź wystającą z jej uda.
-...
-1...
-2...
-3...
Chłopak szybko wyciągnął drzazgę z jej uda. Nie obyło się bez głośnego krzyku.
-ufff.... już... Teraz powinno pójść z drze...górki...
Adel podeszła do Lilith i zaczęła powoli polewać ranę kroplami.
-Aaaa... ! Piecze !
-Bo działa.........Ok. Już po wszystkim. Niestety musimy poczekać mniej więcej 5h na całkowite zregenerowanie tkanki. Więc zostajemy tu na noc.
Enma oprawił złapaną zwierzynę...
Po 3h ślinienia się żarło było gotowe. Całość zniknęła w mgnieniu oka.
Enma dołożył duży korzeń do ognia. Wszyscy położyli się spać.
W środku nocy Herbolth'a obudziła Lilith.
-Ej...nie chciałam Cię budzić...ale...zimno mi... Mogę... położyć się koło ciebie...?
-Po dłuższym zastanowieniu Herbolth zgodził się.
-No...


              Ratchet450

          WTF ?

Artemis13 - 2013-03-18 16:50:16

Herbolth

Twój sen nie trwa długo. Nagły trzask budzi cię, chociaż początkowo nie wiesz co się właściwie dzieje. Krzyk Enmy sprawia, że podrywasz się z łóżka. Kilkanaście metrów od siebie widzisz potworna bestię, którą z przerażeniem rozpoznajesz jako chimerę - monstrum o umięśnionym ciele lwa, potężnych, orlich skrzydłach i nie mniej orlich szponach przy lwich łapach, a także, a może raczej przede wszystkim, trzech głowach - orła, lwa i kozy i wężowym ogonie. To co w opowieściach jawiło ci się zawsze jako śmieszna krzyżówka, okazuje się być bestią potężną i przerażającą. Dostrzegasz groźne szczegóły potwora, długi ogon, szczerzący potwornie niebezpieczne, zatrute kły, potężny dziób i przenikliwe oczy orła, zabójczo groźne kły lwa, wreszcie rogi na głowie kozła, dłuższe od twojego miecza. A zarazem nie możesz nie podziwiać niezwykłego sposobu, w jaki poruszają się wszystkie trzy głowy, nie przeszkadzając sobie nawzajem, każda z osobna mogąca przynieść szybką śmierć.
Z zamyślenia wyrywa cię oślepiający błysk pioruna, który wystrzelił z dłoni Enmy.
- Herbolth, nie śpij, kurna, bo zginiesz! - krzyczy młodzieniec i rusza do dalszej akcji. - Ta chimera jest jeszcze młoda, nie zdobyła jeszcze zdolności ziania ogniem, damy sobie z nią radę - dodaje, gestykulując dziko i rozpoczynając kolejne zaklęcia.
- Ruszaj, wesprzemy was z Adel zaklęciami ochronnymi i leczącymi - krzyczy z tyłu Lilith.
Nie masz wyjścia, musisz walczyć...


Wernon

Magiczny dym z działa runicznego opadł i okazało się, że na pobojowisku nie pozostał żaden żywy goblin... chociaż oczywiście wciąż było ich mnóstwo w innych miejscach.
- Niezła robota - odezwał się zmęczonym głosem twój były przewodnik. - Widzę, że udało ci się pokonać tamtą grupę... dobrze. - Obrzucił twój oddział przenikliwym spojrzeniem, po czym westchnął głęboko. - Czy tylko Noonac i Rodarob przeżyli? - zapytał, na co odpowiedziałeś, kiwając głową. - A dwaj pozostali łowcy, których z tobą posłałem?
- Ranni ale żywi, zostawiłem ich, do niczego by się nie przydali, a tylko by nas spowalniali.
- Dobra decyzja - pochwalił cię. - A zatem... co teraz? Okazało się już, że potrafisz nieźle dowodzić, uważam więc, że możesz równie dobrze dowodzić i teraz. Chyba, że wolisz oddać ten ciężar mi. - Na jego twarzy, po raz pierwszy odkąd go poznałeś, wykwitł lekki uśmieszek...

Uwagi Mistrza Gry

Filip masz opisywać TYLKO swoje akcje i działania, bez efektów oraz bez działań innych członków twojej małej grupy. Posty nie muszą być długie, ważne, żeby były treściwe. Oczywiście jeśli chcesz wydłużyć posta możesz wstawiać swoje przemyślenia (to jest zawsze w cenie) oraz po prostu wykonywać więcej działań/akcji/czarów/ataków, niepotrzebne skreślić.
Kamil, u Ciebie sytuacja jasna, masz wybór - albo przejmujesz dowodzenie i prowadzisz akcję jak do tej pory, całą ekipą, albo zostawiasz dowodzenie przewodnikowi i będziesz opisywał bitwy tylko ze swojej perspektywy :D

ratchet450 - 2013-03-18 17:22:52

Herbolth jeszcze raz zmierzył chimerę od stóp do głów.
Japiernicze ! Będzie problem... nigdy z TYM nie walczyłem pomyślał.
-Okej...zaczynamy. - Powiedział do siebie po czym zaczął formować kulkę ognia.
-Oby nie urwało mi rąk...
Herbotlh zaczął strzelać skonwertowanymi kulami w bestię. Chimera wyglądała jakby...no cóż ją to bolało.
Z magii postanowił przejść na szybkie, krótkie cięcia. Więc odbiegł od bestii patrzącej na Enmę, obiegł chimerę dookoła, wyciągnął Tenebris i rzucił się na monstrum z zamiarem złapania się karku i poderżnięcia gardła.
Mityczny lew zrzucił Herbolth z pleców, który teraz leżał na ziemi. Szybko podniósł się i zaczął formować ogromne pięści arkaniczne próbując zmiażdżyć bestię.

RagingRaven - 2013-03-18 18:08:35

Wychylanie się nie jest w moim stylu.Dość już pokazałem.Czas oddać dowodzenie i zająć się walką.

-Przejmij dowodzenie -rzucił Wernon z tajemniczym uśmiechem.


Lepiej  się nie wychylać.Im mniej wiedzą o moich metodach i o mnie tym na razie lepiej.

Wernon sprawdził czy ma jeszcze ostrze Regaddy, naciągnoł kuszę i założył bełt.
Z daleka ocenił sytuację:Wyglądało na to, że walka ma się ku końcowi, wystarczyło jeszcze tylko dogonić i zlikwidować uciekające w głąb lasu jednostki wroga.Na polu walki co prawda trwała jeszcze walka, ale na pierwszy rzut oka było widać, że gobliny nie dadzą rady.

-Ja , jeśli oczywiście pozwolisz, zajmę się tymi którzy uciekli do lasu.Lepiej dla nas będzie jeśli cała ta hałastra nie dobiegnie do swojej kryjówki.

-Patrząc na naszą obecną sytuację, nie widzę przeszkód.

-To świetnie, zostawiam wam resztę ludzi którzy mi zostali.- Powiedziawszy to dał znak swoim ludziom ukrywającym się w krzakach.

Z krzaków wyszła reszta świty, oddając się pod rozkazy Przewodnikowi.

Wernon by nie tracić czasu pobiegł prosto w kierunku lasu..Biegnąc przez las  posyłał bełt za bełtem w kierunku uciekających stworzeń. Większa części strzałów była celna, Wernon był z siebie zadowolony, w końcu był w swoim żywiole...

Artemis13 - 2013-03-18 22:01:20

Herbolth

Ani kule ognia, ani arkaniczne pięści nie zdołały zadać zbyt poważnych obrażeń bestii, ale w połączeniu z silniejszymi, chociaż rzucanymi z mniejszą częstotliwością zaklęciami Enmy, zdecydowanie osłabiły monstrum... lecz zarazem również je rozwścieczyły. Potężna bestia rzuciła się do przodu, odrzucając do tyłu Enmę potężnymi rogami oraz zamachując się na ciebie szponiasta łapą. Jedynym co was zdołało uratować były magiczne bariery, utrzymywane przez stojące kilka metrów z tyłu dziewczyny.
- Herbolth - słyszysz nagle krzyk Enmy. - Zdobądź mi chwilę spokoju, chcę przygotować zaklęcie na tyle potężne, żeby zakończyć to raz na zawsze.
Nie masz wyboru, musisz skupić na sobie uwagę potwora...


Wernon

Bez większych problemów przebijasz się przez las, eliminując sporą ilość goblinów po drodze. Niekiedy dostrzegasz walczących tu i ówdzie łowców, zazwyczaj radzą sobie dobrze i nie potrzebują twojej pomocy, gdy jednak jest inaczej... bełt eliminujący goblina zazwyczaj starczy za wszelką pomoc.
W końcu dostrzegasz łowcę, którego strój wyróżnia się kilkoma odznaczeniami i cienkim, srebrnym łańcuchem, nieomylnie zwiastującym przywódcę miejscowego klanu łowców. Chciałbyś z nim zamienić kilka słów, ale zdaje się być zajęty, eliminuje bowiem, bez widocznego trudu zresztą, jedną z wciąż jeszcze trzymających się grupek zielonych szkodników. Inna za to staje naprzeciw ciebie - jest ich tylko trójka, ale wśród nich znajduje się dwóch uzbrojonych w rapiery i jeden zbrojny w gobliński floret bojowy, co oznacza, że cała trójka jest zdecydowanie lepiej wyszkolona i groźniejsza. Musisz walczyć...

ratchet450 - 2013-03-18 22:06:33

Herbolth prześlizgnął się pod nogami bestii i wskoczył jej na głowę. Mocno trzymał za rogi. Wyciągnął Angelumen  lecz go nie rozkładał... wbił sztylet prosto w grzbiet monstrum.
To pomoże mi się utrzymać na tym czyś... skupi się na próbie zrzucenia mnie
Herbolth'em miotało jak robotnikiem po wypłacie.
Nie utrzymam się tak ! Teraz Herbolth wyciągnął Tenebris i wbij ją obok sztyletu.
Pozostało mu utrzymać się na grzbiecie i czekać na zaklęcie Enmy.

RagingRaven - 2013-03-18 22:20:25

No cóż trzeba walczyć.

Wernon ugiął nogi w kolanach wyskakując w zawrotnym tempie do przodu.Podczas skoku posłał bełt w kierunku goblina po lewej.Szybko odrzucił kuszę, i z wyciągniętym przed siebie ostrzem starał się z całym impetem wyskoku dźgnąć drugiego prosto w bebechy...

Artemis13 - 2013-03-18 22:47:11

Herbolth

Twój manewr zadziałał - bestia skupiła całą swoją uwagę na tobie. A że wkurzyła się przy tym do granic możliwości to inna sprawa. Zaczęła się rzucać, ale to spowodowało tylko tyle, że twoje ostrza zaczęły szarpać jej rany jeszcze bardziej. Chimera jednak, jak to chimera, okazała się być całkiem bystra. Przestała się nadmiernie ruszać, a zamiast tego użyła swojego ogona, który był wystarczająco długi by sięgnąć do jej głów, a co dopiero do grzbietu. Potężny wąż pomknął do przodu, nie wiadomo, czy chcąc cię ukąsić, czy też raczej połknąć w całości, na twoje szczęście zaklęcie dziewczyn raz jeszcze ochroniło cię, przez co uderzenie ogona zrzuciło cię tylko z chimery. A że się przy tym poobijałeś to inna sprawa...
Tym niemniej zdążyłeś w sama porę - Enma przygotował bowiem zaklęcie. Wyrzucił w powietrze garść opiłków żelaza, krzycząc coś, czego nie zrozumiałeś z powodu ryku potwora i opiłki zmieniły się w dziesiątki długich, metalowych prętów, które pomknęły ku bestii i poprzebijały ją, unieruchamiając zarazem.
- Szybko, młody, dobij ją póki wciąż jeszcze udaje mi się ją utrzymywać przybitą do podłoża.
Na szczęście spadając z chimery udało ci się zabrać ze sobą miecz, sztylet pozostał utkwiony w karku monstra...


Wernon

Sprzyja ci szczęście, kiedy pierwszy goblin mylnie ocenia twój ruch i przyjmuje bełt na twarz. Drugi jednak zdaje się być lepie zorientowany - w ostatniej chwili zastawia się rapierem przez co twoje ostrze nie trafia go w bebechy , a zaledwie przejeżdża po ramieniu. Odpycha cię do tyłu i próbuje pchnąć cie w oko. Tymczasem ostatni goblin, oszołomiony dotychczas nagłością twojego ataku, zaczyna cię zachodzić od tyłu, szukając okazji do pchnięcia cię swoim niezwykle wąskim floretem...

ratchet450 - 2013-03-18 22:59:48

Chłopak zastanawiał się chwilę... Jaki będzie najlepszy sposób na uśmiercenie tego czegoś.
Herbolth przybij ogon bestii angelumenem, potraktował kulą arkaniczną, wbiegł jej po plecach do do samej głowy po czym z całej siły wbij miecz prosto w czaszkę. Monstrum przestało krzyczeć i obaliło się na ziemię.
-Udało się !
-Herbolth wiesz co... na wszelki wypadek spal zwłoki.
Młody wyczarowywał kule ognia i od razu miotał nimi w bestię, która natychmiast spłonęła
-Ale zapaszek...- powiedział Enma
-Chyba i tak tu nie zostaniemy, wschodzi słońce. Trzeba iść dalej. Zastało nam mniej więcej 3h drogi. Do kwatery powinniśmy wrócić nazajutrz o świcie.
- No pakujcie się i idziemy.
-Herbolth ! Czy zostawianie płonących zwłok w środku lasu to dobra opcja ?
-eee...masz rację Lilith...Enma ty masz kilka tych swoich zabaweczek na pewno coś znajdziesz żeby las się nie zajął...
-Taaa...

RagingRaven - 2013-03-19 12:43:42

Wernon szybko odskoczył dwa kroki w tył, wykonał szybki piruet stając twarzą do drugiego goblina z tyłu . Zamarkował mocne cięcie od góry, jednocześnie robiąc fintę w lewo i wyprowadzając szybkie,krótkie cięcie na odlew.

Artemis13 - 2013-03-21 18:25:01

Herbolth

Po posprzątaniu resztek chimery, ruszacie dalej. Szybko się jednak okazuje, że wszyscy są wykończeni całym dniem - mozolną wędrówką, a potem wykańczającą fizycznie i psychicznie walką z potworem. Zmęczenie twoich towarzyszy dziwi cię trochę, przypominasz sobie jednak, że to magowie - w odróżnieniu od ciebie większość czasu spędzają nad księgami i w zaciszu swojej gildii, nie wędrując po lasach.
W końcu Enma nie wytrzymuje i zarządza rozbicie obozu.
- Zdajesz się być mniej zmęczony niż my - mówi do ciebie. - Lepiej się chyba też orientujesz w lesie, ma więc dla ciebie zadanie. Przygotuj obozowisko a tymczasem my... - Mówiąc to wskazuje na siebie i dziewczyny. - ...otoczymy okolicę zaklęciami ochronnymi. W ten sposób nic nas nie zaskoczy i nie zaatakuje.


Wernon

Masz szczęście - goblin zdaje się być ranny w nogę, przez potyka się i niemalże wpada na twoje cięcie, dzięki czemu wypatraszasz go. Obracasz się w sam raz, żeby zauważyć niezdarny atak ostatniego goblina... nieudany, bo jakaś zabłąkana strzała trafia go w bok, pod żebra. Pocisk może i nie wbija się zbyt głęboko ale goblin i tak jest sparaliżowany bólem. Pozostaje ci go tylko wykończyć...

ratchet450 - 2013-03-21 19:02:24

Herbolth najpierw zbiera cienkie gałązki na rozpałkę.  Następnie szuka już większego drewna. Chłopak wyciąga z ziemi kamienie na obłożenie ogniska. W okręgu kamieni układa drobne drewienko. Celując ręką w ognisko podpala je drobną kulą ognia. Teraz podkłada większe kawałki aby podtrzymać ogień.
-Hmmm.... Skołujmy jakieś siedzenia. - Mówiąc to poszedł szukać przewróconych ale nie za dużych drzewek.
Ułożył je w pewnej odległości od ognia. Herbolth poszedł dalej. Tym razem po gałązki świerkowe. Po zebraniu wystarczającej ilości poukładał je w miejscach do siedzenia. Obozowisko było gotowe. Ale... co z jedzeniem.
-Ehhh co oni tak długo robią...? - Powiedział do siebie Herbolth zadowolony ze swojej roboty.

RagingRaven - 2013-03-21 19:16:16

Wernon podszedł do leżącego na ziemi goblina.Jego stan był zły, goblin rzucał się w bolesnych konwulsjach na ziemi. Bez cienia politowania Wernon zmiażdżył jego głowę mocnym stąpnięciem nogi.Czaszka pękła z chrobotem a jej zawartość rozlała się po ściółce. W międzyczasie odgłosy walki ucichły. Było już po wszystkim...





Kamilpogo17:

FATALITYY!!!

Artemis13 - 2013-03-21 19:40:33

Herbolth

Po chwili się pojawili, Enma niósł kilka świeżo złowionych ryb, czym zyskał w twoich oczach... przynajmniej do chwili, gdy wyjaśnił ci, że zwabił je do siebie prostą sztuczką magiczną. Oczywiście pojawił się inny problem - żadne z magów nie potrafiło owych ryb oprawić. Ponadto Enma zaczął narzekać, że nikt nie wziął ze sobą herbaty.
Dobrze chociaż, że zabrali ze sobą niewielki kociołek i udało im się znaleźć źródło wody...


Wernon

- No, no, no... Widzę, że pogłoski na twój temat nie były zbytnio przesadzone. - Usłyszałeś nagle głos za sobą, a gdy się obróciłeś, ujrzałeś przyglądającego się tobie przywódcę Łowców Magów. - Chociaż muszę przyznać, że nie jesteś zbyt dobrym szermierzem, to jednak masz dwie cechy, które zawsze się przydają w walce - zdolność do improwizacji... i łut szczęścia. Musze jednak przyznać, że z chęcią przyjrzałbym się bliżej twoim zdolnościom strzeleckim, z których słyniesz. A tak a pro po to jestem przywódcą okolicznych łowców, czego się zapewne już domyśliłeś. Przedstawiłbym się, ale przyłączając się do łowców porzuciłem swoje stare imię, a że nie przybrałem nowego więc teraz nie bardzo mam się czym przedstawiać. No nic, fakt, że trochę dookoła się burdel zrobił, ale w ten sposób mamy chwilę dla siebie. Masz może jakieś pytania do mnie?

RagingRaven - 2013-03-21 19:57:51

Człowiek bez imienia...bardzo interesujące.

-W zasadzie to tak- Powiedział Wernon starając się ochłonąć po bitwie.

-Jak udało się wam utrzymać organizację tej wielkości w tajemnicy, oraz do cholery skąd środki na jej utrzymanie?...A i chyba najważniejsze, jaki jest wasz główny cel i jaka jest moja rola w tym wszystkim?
I jeszcze jedno niezwiązane z tematem...widziałeś gdzieś mój rewolwer??Oddałem go Rentuhowi zaraz po akcji na wzgórzu...

ratchet450 - 2013-03-21 19:59:26

-Eeee... kto na ochotnika w patroszeniu ryb ? Bo chyba nie chcemy zupy rybnej... - Powiedział Herbolth
...Enma- kontynuował -... Jak chcesz to herbatę możemy zrobić. Nazbieraj tylko igieł sosnowych. Ponoć całkiem nie złe.

Co do ryb to nikt się nie odezwał. Co prawda Herbolth kilka lat temu oprawiał ryby lecz zapomniał jak się to robiło.
-Dobra to ja spróbuję - wykrzyknął z przekonaniem Herbolth.
Chłopak wziął nóż. Wszyscy mu się przyglądali zaniepokojeni. Najpierw uciął rybie głowę. Następnie włożył nóż...no...w dupę i ciągnął do samego końca. Ryba miała rozcięty brzuch. Teraz tylko Herbolth wyciągnął flaki.
-Ej... a jak myślicie... z łusek trzeba obrać ?
-Eeee... no jak byłam w tawernie to wydawało się, że były bez łusek...
Ne dobra. Herbolth ułożył wygodnie rybę na kamieniu i obrał z łusek. Teraz zrobił tak samo z każdą rybą.
Adel z cięła patyki, zaostrzyła je i nabiła na nie ryby. Kije wbiła w ziemię aby wszystko samo się smażyło.
-Masz te igły?
-No...mam - Podał igły Herbolthowi.
Chłopak wrzucił je do kociołka. Teraz wszyscy czekali aż herbatka się zaparzy, a ryby usmażą.
Jedzenie było gotowe po 15 minutach. Wszyscy zajadali się z wilczym apetytem. Przyszła kolej na herbatę.
Każdy się poczęstował. Wszyscy jednoznacznie powiedzieli, że herbata była słaba w smaku.
Teraz grupka siedziała przy ognisku z pełnymi żołądkami i patrzeli jak zahipnotyzowani w ogień.
Lilith siedziała przy Herbolth'ie z głową opartą na jego ramieniu, a Enma i Adel komentowali jak to Herbolth i Lilith są wielce zakochani. Tak powoli mijała noc.

Artemis13 - 2013-03-23 14:57:59

Herbolth

Niestety, nie dane wam było posiedzieć dłużej - Adel, jak się okazało jedyna rozsądna osoba w waszej grupie, przypomniała wszystkim, że następnego dnia trzeba będzie przejść drogę równie długą, jak dzisiejszego, a będąc niewyspanymi, nie będzie to dla was najłatwiejsze. Musieliście się więc położyć spać.
Po obudzeniu czekał na was kolejny dzień - było ciepło, chociaż nie odczuwało się tego tak bardzo w gęstym lesie. Chcąc, nie chcąc musicie się zebrać - zjeść coś na śniadanie i ruszyć w dalszą drogę...


Wernon

- Ha ha ha! - roześmiał się głośno przywódca. - Utrzymywanie w tajemnicy nigdy nie jest rzeczą prostą, niestety. W zasadzie - istnienie łowców nie jest tajemnicą. Większość osób wie o naszym istnieniu, nie wychylamy się jednak, przez co staliśmy się... częścią krajobrazu. Tak na prawdę tajemnicą jest jedynie lokalizacja naszej kryjówki, tę zaś ukrywamy za pomocą starych dobrych metod: przekupstwa i dezinformacji. Utrzymujemy stałą sieć informatorów, szpiegów i najemnych kłamców, do tego mamy w kieszeni kilku radców miejskich. Jakoś się to kręci. A jak to finansujemy? No cóż... mamy kilka środków utrzymania. Po pierwsze - konfiskaty mienia magów. Polujemy na nich, a że są bogaci to można na nich nieźle zarobić. Po drugie wykorzystujemy nasze umiejętności i zatrudniamy się jako łowcy głów, polujemy na rozmaitych zakapiorów, niekiedy całe bandy. W ten sposób nie tylko dostajemy nagrody za nich, ale również stanowi to świetną praktykę dla naszych członków. Więcej - wprowadziliśmy system, w którym na tego typu polowania wysyłamy dwójki - weteran i nowicjusz, co pozwala świeżym rekrutom na zyskanie niezbędnego doświadczenia. No ale trzecim źródłem i tak na prawdę głównym, jest wsparcie bogatych osobników, popierających naszą sprawę. Jest ich kilku, zazwyczaj wolą zachowywać anonimowość, ale powiem tyle - są wśród nich osobnicy królewskiej krwi, którzy nie przepadają za nadmierną władzą parających się magią. Nasz cel powinien ci być znany - chcemy obalić potęgę tych, którzy korzystają z magii. Niekoniecznie musimy ich wszystkich od razu wybić, chociaż niektórzy łowcy dążą do tego, ale musimy ich pozbawić ich przywilejów, poczucia własnej bezkarności, chęci władzy, po czym ustanowić system kontroli nad nimi - magia ma być dla wszystkich, nie tylko dla wybranych, zaś magowie mają być służącymi ludzi, nie ich panami. Co do twojej roli w naszej sprawie... masz spory potencjał, ale o tym porozmawiamy po powrocie do bazy. Tymczasem mam do ciebie prośbę. Powiedz mi, co sądzisz o naszych młodych łowcach? Według raportów prowadziłeś ich dzisiaj kilku do walki? Chciałbym usłyszeć opinię o nich oraz o Rolandzie.
Patrzysz na niego zaskoczony. Kim jest ten cały Roland? zastanawiasz się.
- O właśnie, o wilku mowa - odzywa się przywódca, spoglądając przed siebie. Odwracasz się i dostrzegasz swojego bezimiennego przewodnika, który goni za jakimś zabłąkanym goblinem. - Widzę, że moja prawa ręka nie próżnuje. Chciałbym usłyszeć twoją opinię o nim, zanim nie dopadnie tego zielonego nieszczęśnika i nie przyjdzie tutaj z ostatnimi raportami...

RagingRaven - 2013-03-23 16:27:21

Wernon podniósł z ziemi swąją kuszę i odpowiedział :

-A więc tak ma na imię. Już na pierwszy rzut oka widać że to weteran: jest opanowany i stara się nie rzucać w oczy podczas walki, co zapewnia mu większe szanse i pozwala skupić się na walce. Ponadto ma cechę którą powinien mieć każdy dowódca, jego rozkazy nie są w stylu "na przód"
ale " za mną". A co do młodych, to dają sobie nieźle radę, chociaż strzelcom przydało by się trochę poćwiczyć nad czasem reakcji.- powiedział Wernon , po chwili dodając z uśmiechem:

- ... Za to nie wiem co powiedzieć o krasnoludach...nie spodziewałem się ich wcale.

ratchet450 - 2013-03-23 17:34:11

Enma znów złowił 4 rybki i znów je usmażyli. Po zjedzeniu przepysznego śniadania od razu ruszyli w drogę. W lesie nie było tak ciepło w końcu cienie drzew robią swoje. Herbolth patrzył na Lilith ze zdumieniem. Te zioła czynią cuda dziewczyna wygląda jakby w ogóle nie została ranna. Ciepło coraz bardziej doskwierało grupie. W końcu Lilith nie wytrzymała i wykrzyknęła:
- Kurwa ! Daleko jeszcze ?!
Wszyscy patrzyli się na nią jak na wariatkę.
-Spokojnie dziewczyno... bo jeszcze jakaś chimera się na nas rzuci...znowu.
-Prze...Przepraszam- powiedziała zawstydzona swoim zachowaniem.
-Nie przepraszaj...każdemu się zdarza. - odrzekł Herbolth
-Mam nadzieję, że już niedaleko, bo robi się naprawdę gorąco. Oby nic złego z tego nie wynikło. Czytałam kiedyś o stworach, które w swoim otoczeniu podgrzewają powietrze ale nie sądzę żeby takie Coś istniało.
Grupa szła dalej...

Artemis13 - 2013-03-24 20:48:53

Herbolth

Po paru godzinach dotarliście na miejsce - stanęliście przed ruinami wielkiego gmachu, nie wyróżniającego się jednak niczym poza wielkością i charakterystycznym, kostkowatym kształtem sześcianu. Dużą część budynku była zniszczona przez czas i korzenie wszechobecnych drzew. W powietrzu unosił się zapach starości (o ile starość może mieć zapach), jednocześnie wyczuwało się jednak coś niepokojącego...
Lustrowałeś akurat okolicę wzrokiem, gdy podszedł do ciebie Enma z nikłym uśmiechem na twarzy.
- No, młody - zagaił. - Ja i Adel będziemy się zaraz zbierać, więc jeśli masz jakieś pytania, to wal śmiało. Trzymaj też to - dodał, wręczając ci małą kulkę. - To od Sorca. Połknij to, a za dwie godziny będziesz mógł się z nim komunikować. Powinienem ci to dać wcześniej, ale wyleciało mi z pamięci. - Młody mag zamilkł na chwile, obrzucając okolicę bacznym spojrzeniem, po czym odezwał się ponownie, znacznie ciszej: - Nie podoba mi się tu... wyczuwam coś niedobrego. Mam nadzieję, że to nie jedno z akachikapel...
Jego niepokój również tobie zaczął się udzielać...


Wernon

Bezimienny dowódca uśmiechnął się szeroko, słysząc twoją opinię o swoich ludziach... i krasnoludach.
- A tak, Nonnac i Rodarob, nasi zabijacy... dołączyli do nas razem z kilkoma kowalami, jako część wsparcia, udzielanego nam przez głowę jednego z pomniejszych krasnoludzkich rodów. Są skuteczni, to na pewno.
W tej chwili dołączył do was Roland, który w międzyczasie zdołał dobić upartego goblina i czujnym krokiem wyszedł swojemu dowódcy na spotkanie.
- Dowódco - odezwał się pełnym szacunku tonem, kiwając obu mężczyznom głową. - Chciałbym zdać raport.
- Proszę - zezwolił główny łowca.
- Gobliny rozbite i w popłochu, większość z nich leży pokotem, niedobitki są ścigane przez zorganizowane grupy naszych łowców. Szacowany czas eliminacji niedobitków - czterdzieści minut do godziny. Straty - około dwudziestu naszych ludzi martwych, trzydziestu-kilku rannych.
- Miałem nadzieję, że będzie mniej ofiar - westchnął dowódca z bólem wyraźnie słyszalnym w jego głosie. - Obawiam się jednak, że nie dało się tego ominąć... coś tutaj bowiem nie gra, gobliny był zbyt dobrze poinformowane o naszych ruchach i liczebności naszych ludzi. Nie była to też zwyczajna grupa, wyglądało to raczej na jedno z pomniejszych plemion najemnych, na co wskazuje spora liczba goblińskich oficerów. Będziemy musieli zbadać tę kwestię.
- Tak jest!
- Mam jeszcze pytanie, Rolandzie. Jak się spisał nasz najnowszy rekrut? Ten tutaj obecny - zapytał dowódca, na którego twarzy w dalszym ciągu widniał wyraz bólu po stracie towarzyszy.
- Dobry wojownik, niezły dowódca, szybko się orientuje. Może być użyteczny. - Odpowiedź Rolanda była krótka i rzeczowa. - Dobrze dba o broń, o czym może się pan sam przekonać - dodał, wręczając dowódcy twój rewolwer, ten który zostawiłeś Rentuhowi. Bezimienny pooglądał chwilę broń, po czym oddał ci ją z pomrukiem aprobaty i powiedział:
- Naprawdę obiecujący z ciebie człowiek, dobrze będzie cię mieć wśród swoich ludzi... o ile postanowisz zostać, bo wiem, że jesteś wolnym duchem. Twoje umiejętności, doświadczenie a także twoja przeszłość mogą się nam dobrze przysłużyć. Co ty na to, zechcesz zostać z nami dłużej?
Nie dane ci było odpowiedzieć - w chwili, gdy otwierałeś usta, poczułeś nagłe szarpnięcie i przenikliwy ból w ramieniu, po czym padłeś na ziemię, straciwszy możliwość poruszania się. Szybko zrozumiałeś, że oberwałeś czymś w ramię i to chyba czymś zatrutym...


Artemis

Po całym dniu wyczekiwania na okazję, ta wreszcie się nadarzyła - dowódca został sam z dwoma tylko swoimi ludźmi, oficerami zdaje się. Gobliny zostały rozbite - i bardzo dobrze, w opinii Artemisa należało się im. Wykorzystanie zielonej bandy jako mięsa armatniego było pomysłem pracodawcy zabójcy, Artemis tylko się do niego dostosował. Musi teraz wykonać pierwszy krok.
Zacząć jednak należy od spacyfikowania obu oficerów - zabójca, siedzący wygodnie wśród gałęzi jednego z drzew, zupełnie niewidoczny. sięgnął po swoje kusze pistoletowe - niezwykle małe, lecz za to poręczne i celne - i załadował je małymi bełtami umaczanymi w truciźnie paraliżującej. Nie był może wybitnym strzelcem, ale z tej odległości i pozycji nie sztuką jest trafić do nieruchomego celu. Zabrzmiały dwa ciche kliknięcia i po chwili obaj mężczyźni leżeli już na ziemi, pozbawieni możliwości ruchu.
Dowódca łowców był szybki - w mgnieniu oka wyciągnął rewolwer i wystrzelił sześć kul w miejsce, w którym jeszcze ułamek sekundy wcześniej znajdował się Artemis. Zabójca był jednak doświadczony i zaraz po wystrzeleniu swoich pocisków szybko zmienił pozycje, a w czasie rewolwerowej kanonady zeskoczył z drzewa, przetaczając się błyskawicznie do przodu i wyciągając w trakcie tego ruchu swoje dwa ostrza - krzywa katanę i wysadzany klejnotami sztylet. Dowódca z kolei, widząc szybkość szarżującego gaushara, wiedział, że nie dane mu będzie walczyć na odległość i sięgnął po swoje własne ostrza do walki wręcz  - dwie porządne maczety.
- No no, kogo mu tu mamy? - zapytał kpiąco. - Wiedziałem, że to jakiś większy przekręt, ale kto by pomyślał, że do dokończenia roboty wyślą jakiegoś dzieciucha - naigrywał się dowódca z młodego wieku zabójcy, kręcąc młynka swoimi ostrzami. Mina mu trochę zrzedła, gdy dostrzegł przytłumiony błysk czerni, który wydobył się w ułamku sekundy spod ubrania Artemisa.
- Aaaa... gaushar, co? Nigdy was nie lubiłem - warknął bezimienny, po czym zaatakował, tnąc oboma ostrzami - jednym na wysokości szyi, drugim - pasa. Zabójca bezproblemowo sparował oba ataki, po czym wykonał pchnięcie mieczem do przodu, tnąc jednocześnie sztyletem w nadgarstek łowcy. Doświadczony mężczyzna zdołał się jednak w czas wycofać.
- Kto cię przysłał? Rada miejska? Jacyś osobiści wrogowie... czy może ten zawszony kundel, Kigam? - zapytał łowca z jadem i nienawiścią w głosie. Zabójca się nie odezwał, ale lekki uśmieszek, jaki wypełzł mu na usta zdawał się potwierdzać słowa bezimiennego.
- A więc jednak! - krzyknął tamten, atakując z furią. Szybko jednak zrozumiał, że nie czyni żadnych postępów - każdy jego manewr był zatrzymywany, każdy atak - parowany, każdy zwód - rozgryziony. Poznał wreszcie, że jego wróg się z nim bawi i postawił wszystko na jedną kartę - rzucił się naprzód, chcąc powalić swoim ciężarem lżejszego mężczyznę.
Nie udało mu się.
Artemis zwinnym ruchem zszedł mu z drogi, mimochodem niemal tnąc przy tym mieczem i odcinając obie dłonie łowcy, a następnie wbijając swój sztylet pod brodę mężczyzny, sięgając okrutnym ostrzem aż do mózgu.
- No i po kłopocie - odezwał się głośno. - Kigam i inni magowie będą zadowoleni, obiecali, że obsypią mnie złotem. Ci co to z kusz zarobili powinni niedługo być martwi, a zresztą... za nich mi nikt nie płacił. - Oczywiście trucizna, jaką nasączył bełty nie miała zabić, a jedynie sparaliżować obu łowców, jednak cała ta sytuacja to była gra przeznaczona dla nich i mająca zasugerować, że za zamachem stoją magowie.
Zabójca uśmiechnął się z satysfakcją, wytarł z krwi swoje ostrza, po czym odszedł, szybko znikając w cieniach lasu...

ratchet450 - 2013-03-24 20:57:54

Herbolth bez zastanowienia połknął kulkę. W powietrzu było czuć zapach ozonu co było dość dziwne, bo przecież nie było żadnej burzy. Ruiny budowli były naprawdę potężne...w takim razie jak ten budynek mógł wyglądać kiedy był jeszcze używany. Od razu można było zobaczyć, że to była budowla bardziej do defensywy niż ozdoby bowiem grubość murów i prostota stylu w jakim zastała zbudowana na to wskazywała. Po szybkich oględzinach i dziwnych myślach Herbolth zaczął pytać Enmy o różne rzeczy.
-Enma... co to są te...no... akachipakel ? Czy to coś...dziwnego... Zazwyczaj dziwne rzeczy mają dziwną nazwę...
Herbolth czekał na odpowiedź Enmy ale ten na chwilkę zagapił się na ruiny. Panowała niezręczna cisza.

RagingRaven - 2013-03-24 21:29:20

Wernon poczół przenikliwy ból w ramieniu, po czym zaczął tracić czucie w mięśniach i osunął się na ziemię.Nie mógł się ruszyć, był w pełni świadomy tego co się wokół dzieje,l niestety nie widział nic prócz koron drzew i błękitnego nieba.

Co się ze mną dzieje, nie mogę się ruszyć. Gdzie jest reszta ?. Czy to już koniec?.

W tle było słychać głośne odgłosy walki , szczęk zderzanych ze sobą ostrzy, szybkie kroki i okrzyki.

Słychać było krótką rozmowę , z której Wernon wywnioskował , że Dowódca Łowców walczy z jakimś najemnym zbirem.

Nagle na twarz Wernona spadło kilka kropel czegoś mokrego, parę sekund później Wernon usłuszał jak coś ciężkiego bezwładnie upada na ziemię.Uświadomił sobie, że to jeden z wojowników, w tym samym momęcie usłuszał męski głos mówiący :

-No i po kłopocie. Kigam i inni magowie będą zadowoleni, obiecali, że obsypią mnie złotem. Ci co to z kusz zarobili powinni niedługo być martwi, a zresztą... za nich mi nikt nie płacił.

A więc to magowie wynajęli mordercę, by zgładził przywódcę Łowców...Sprytne, teraz gildia nie ma dowódcy, prawdopodobnie do czasu aż zostanie wybrany następca, umocnią się podziały w gildii  co nie wróży dla niej zbyt dobrze. Możliwy jest nawet wewnętrzny konflikt o władzę...Jest źle.

Wernon czół ,że wraca mu czucie w kończynach, postanowił jednak jeszcze chwilę poleżeć, gdyby miał walczyć w takim stanie w jakim teraz się znajdował , to z pewnością nie miał by najmniejszych szans. Po 5 minutach czucie wróciło już całkowicie. Wernon powoli wstał. Po zabójcy nie było już najmniejszego śladu, prócz ciała przywódcy Łowców Magów pozbawionego obu rąk i dwoma paskudnymi otworami w głowie.Kątem oka Wernon zauważył ruch, to był Roland , właśnie dochodził do siebie...

Artemis13 - 2013-03-30 21:44:42

Herbolth

Enma westchnął głęboko, spoglądając na ciebie z niedowierzaniem.
- No tak, zawsze zapominam, jak bardzo jesteś niedouczony. No nic, postaram ci się streścić temat. Akachipakel to starożytne miejsca mocy, a mówiąc starożytne mam na myśli, że powstały wcześniej niż jakakolwiek cywilizacja, może nawet na równi z bogami, chociaż nie wiadomo jak zostały stworzone ani skąd czerpią swoją moc. Dzieli się je na dwa rodzaje, miejsca jasności i miejsca mroku, chociaż jest podział skądinąd umowny, ponieważ z nadmiarem bądź brakiem światła to one za wiele wspólnego nie mają. Miejsca światła są przyjazne dla istot żywych często oferując leczniczą aurę, podczas gdy w miejscach mroku można łatwo zginąć, na ogół w niewyjaśnionych okolicznościach. Magowie na przestrzeni wieków starali się niejednokrotnie wykorzystywać owe moce, na ogół jednak nic z tego nie wychodziło, bowiem miejsca mocy opierają się wszelkim próbom zrozumienia i kontrolowania. No, to tak w astronomicznym skrócie.
Enma pokręcił się chwilę po okolicy, aż wreszcie wzruszył ramionami i odezwał się:
- No nic nie poradzimy, musicie po prostu uważać. My mamy w końcu swoje zadanie, musimy się zbierać. Jak tylko nawiążesz połączenie z Sorcem będziemy w kontakcie. A na razie trzymajcie się, Adel, idziemy!
Po chwili zostałeś sam z Lilith, ale po kilku próbach nawiązania rozmowy, zrozumiałeś, że ona podchodzi do zadania poważniej niż ty a zatem próby flirtu będziesz musiał zostawić na inny dzień.
- To co, idziemy? - zapytała, kiwając głową w stronę wielkich drzwi, za którymi, o czym jeszcze nie wiecie, znajdował się prawdziwy labirynt korytarzy...


Wernon

Zdołałeś wreszcie wstać i doszedł do ciebie cichy odgłos wielu stóp - jak się okazało, to w końcu przybyli inni łowcy, których przyciągnął odgłos wcześniejszych strzałów. Masz chęć zapytać, czy któryś z nich na napotkał podejrzanego mężczyzny, szybko jednak odrzucasz tę myśl - zabójca był w stanie uniknąć wykrycia przez ciebie, Rolanda i bezimiennego przywódcę, zatem wokół pozostałych, na pierwszy rzut oka o wiele mniej doświadczonych, z kilkoma tylko wyjątkami, przebiegły zabójca mógłby zapewne okrążyć kilkukrotnie a i tak by się nie zorientowali, gdyby tego nie chciał.
Kątem oka dostrzegasz, że Roland również już wstał i wolnym krokiem podszedł do ciała swojego przywódcy, po czym padł na kolana. Wśród łowców zapadła nagła cisza, którą przerwał rozdzierający, pełen bólu krzyk Rolanda. Zaskakuje cię tak to, jak i fakt, że dotychczas zawsze opanowany i stoicki niczym posąg mężczyzna autentycznie płacze!
Jednocześnie zastanawiasz się co będzie dalej...

RagingRaven - 2013-04-14 17:56:58

Trzeba działać.Roland jest w rozsypce, a nasze wojska stoją na odsłoniętym terenie.Roland raczej się szybko nie pozbiera więc muszę coś zrobić.

Wernon szybko pobiegł w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą toczyła się bitwa.Wojownicy stali w małych grupkach nie bardzo wiedząc co mają robić, i na pewno nie widzieli co stało się w lesie paręset metrów dalej. Wernon zaczął powoli wydawać rozkazy jednostką stojącym na polu, ku jego zdziwieniu posłuchali go bez sprzeciwu.

Pewnie krasnoludy zaczęły już opowiadać niestworzone historie na mój temat... Mniejsza o to...

Wernon kazał się zebrać oddziałom w lesie, w miejscu w którym kilka minut temu zginął ich przywódca.W międzyczasie jak wojska schodziły się w miejscu zbiórki , Wernon podszedł do Ronalda i wyciągając w jego kierunku rękę powiedział :

-Wstawaj!...ktokolwiek jest temu winny, przypłaci to głową, ale...ale teraz nie możemy tu zostać, jesteśmy zbyt odsłonięci i za słabi. Musimy wracać do kryjówki.

ratchet450 - 2013-04-14 19:30:46

Herbolth otworzył jebitne, spróchniałe drzwi do ruin. Po wejściu do środka można było poczuć dużą różnicę temperatury między ruinami a dworem. Było tam zdecydowanie zimno. Grupie leciała para wodna z ust. Ściany pokryte obślizgłym, zielonym mchem wydawały swój specyficzny zapach mokradeł. W środku było cicho i ciemno.
-Teraz możemy wybrać jeden z tych korytarzy... - powiedział Herbolth wskazując na kilka tuneli.
-Chyba...nie będziemy się rozdzielać...- dodał Herbolth.

Artemis13 - 2013-04-14 23:20:25

Herbolth

Nie musieliście się rozdzielać, ale znalezienie drogi w labiryncie korytarzy zajęło wam parę godzin. Na szczęście Lilith korzystając z małych sztuczek magicznych zaznaczała drogę, którą przebyliście i odznaczała te korytarze, które zdołaliście w całości zbadać. W pewnym momencie skontaktował się z wam Sorco pytając o postępy i jednocześnie pokrótce opisując sytuację Enmy, który dotarł do drugich ruin, okazały się jednak one mniej okazałe i rozbudowane.
Po blisko czterech godzinach badania ruin, znaleźliście tunel, który można by uznać za główny - nie dość, że okazał się najdłuższy, to jeszcze w pewnym momencie poszerzył się, pokazały się również pewne ozdobne rzeźbienia. Jednocześnie zdawał się być o wiele lepiej zachowany - suchszy a i nie śmierdziało w nim tak bardzo.
W końcu doszliście do większej sali, na środku której stał piedestał, na nim zaś położony był piękny karwasz, od którego nawet ty, pomimo ograniczonych zdolności w tym zakresie, zdołałeś wyczuć silna magię.
- Artefakt - szepnęła Lilith, kierując się w jego stronę. Nim przeszła jednak trzy kroki, złapałeś ją za rękę i zatrzymałeś. - Co ty wyprawiasz? - zapytała, wyraźnie zaskoczona i zdecydowanie niezbyt zadowolona.
Nie odpowiedziałeś na jej pytanie, zamiast tego złapałeś leżący na ziemi kamyczek, kawałek ściany, który odpadł dzięki działaniom czasu, po czym rzuciłeś go w stronę piedestału. Nim doleciał jednak chociażby na trzy metry od celu - zatrzymał się w powietrzu i zdezintegrował.
- Bariera ochronna, potężna - odpowiedziałeś w końcu zaskoczonej dziewczynie. - Nie widziałaś, jak zakrzywia światło?
Lilith zmieszała się, ale nie odpowiedziała. Zamiast tego podeszła bliżej i zaczęła się przyglądać barierze, po czym podeszła do ściany, by zawołać cię po chwili.
- Spójrz - poprosiła. - W tym miejscu zaklęcie bierze początek. Dzięki temu jest szansa na wyłączenie zaklęcia. Ale najpierw trzeba się będzie z tym uporać.
Widzisz sporej wielkości wgłębienie, zaś niżej, po prawej stronie, zestaw rozmaitych tabliczek w różnych kolorach. Ponadto liczne napisy, których jednak nie masz szans odszyfrować.
- No i co teraz? - pytasz się swojej koleżanki.
- Hmm... to chyba jakiś starożytny język. Znam tylko jednego człowieka znającego się na starożytnych dialektach. Na szczęście jest nim Sorco - odparła, po czym umilkła, a ty zorientowałeś się, że nawiązała telepatyczna rozmowę ze starszym magiem.
- To jeden z najstarszych języków jakie znam - usłyszałeś w głowie głos maga. - Chociaż na szczęście ten tutaj fragment jest raczej łatwy. Patrzę przez wasze oczy, więc przyjrzyjcie mu się bliżej, proszę. A tak... w skrócie - by wyłączyć barierę, musicie ułożyć klucz, posłużą wam te tabliczki, musicie je odpowiednio ułożyć. Jedyna wskazówką, jaką wam dana co do kolejności to prosty tekścik - "Podstawą lawa, góry tworząca, nad nią ziemia, na której lasy rosną, potem niebo, ptaków wolnych domostwo, słońce wyżej, życie dające, zwieńczeniem ciemność, kres i koniec wszystkiego, miejsce pobytu naszych dusz..." No, tak to mniej więcej leciało... mam nadzieję, że to rozwiążecie, przyda się wam, młodym, takie ćwiczenie. Tymczasem ja lecę, patrzenie przez czyjeś oczy jest męczące i niewygodne.
Zastanawiając się, co to wszystko miało znaczyć, przyglądasz się tabliczkom - wszystkie są jednakowej wielkości, na klucz powinno się złożyć ich pięć, wszystkie są gładkie, więc nie da się ich dopasować po krawędziach. Kolory są różne - czerń, biel, czerwień, żółć, błękit, zieleń, pomarańcz, fiolet.
Jeśli chcesz zdobyć tajemniczy artefakt, musisz rozwiązać zagadkę...


Wernon

Roland popatrzył na ciebie nieprzytomnie, ale po chwili przyjął dłoń i wstał. Łowcy zaczęli się już organizować - wystawili czujki, część zajęła się ciałem ich zmarłego przywódcy. Tymczasem Roland podszedł do leżących na ziemi dwóch maczet, podniósł je, po czym wręczył ci jedną. Zaskoczyło cię to, bardziej jednak zaskoczyła reakcja łowców, którzy jak jeden mąż wstrzymali powietrze. Nie mając jednak czasu na zbytnie się nad tym zastanawianie, postanowiłeś odpuścić pytania na później.
Na szczęście zebranie wszystkich łowców nie trwało długo i już w piętnaście minut później ruszyliście do miasta, ciało przywódcy leżało na prowizorycznej uprzęży pomiędzy wierzchowcami Rolanda i jeszcze jednego starszego łowcy.
Po powrocie do bazy - powrocie bynajmniej nie niezauważonym przez mieszkańców miasta - zdumiałeś się, widząc tych łowców, którzy pozostali w bazie przygotowanych do bitwy i dowodzonych przez nikogo innego, jak tylko twoją znajomą, Werę. Spytałeś się o to jednego z pobliskim, młodzieńców, który z kolei wytrzeszczył oczy ze zdziwieniem, ale odpowiedział z szacunkiem:
- Jak to, panie, nie wiecie, że pani Wera jest trzecia w kolejności dowodzenia, zaraz za panem Rolandem? Znaczy się, teraz to już chyba druga - dodał płaczliwym głosem.
Gdy wieści o ostatnich wydarzeniach obiegły wszystkich, w budynku zapanowała atmosfera rozpaczy i, oczywiście, wściekłości. Młodzi łowcy, starsi zresztą również, pałali rządzą zemsty na magach...
Ty tymczasem nie poddałeś się tej atmosferze - nie miałeś czasu. Szybko zostałeś pochwycony przez Werę, za pomocą krótkiego zdania:
- Musimy ustalić parę rzeczy, ja, Roland i ty, bohaterze dnia. Zasłużyłeś sobie na to.
Zamknęliście się we trójkę w niewielkim pokoju taktycznym, Roland wciąż jakby nie do końca obecny duchem, co widząc Wera wpierw zwróciła się do ciebie:
- No dobra, co o tym wszystkim myślisz? To gruba sprawa, wielka strata dla nas, ale nie możemy się załamać. Wykazałeś się dzisiaj podobno rozsądkiem, więc twoje rady będą w cenie. Poza tym to byłeś jedynym poza Rolandem świadkiem morderstwa. Mów, co masz teraz w głowie...

RagingRaven - 2013-04-14 23:55:12

Wernon oparł ręce o niewielki stół, wziął wdech i zaczął :

-Pewien jestem tylko jednego ...ta sprawa cuchnie.Zacznijmy od tego , że morderca był profesjonalistą , łatwość z jaką pokonał mistrza była nie do pojęcia.Gdy leżałem sparaliżowany, udało mi się podsłuchać rozmowę mistrza z zabójcą, z której wynika , że zbir był młodym mężczyzną, a najbardziej zadziwiające w tym wszystkim jest to ,że był gausharem. Właśnie dla tego naszła mnie pewna myśl...gausharzy są bardzo cenionymi i drogimi w swych usługach  zabójcami, więc nie sądzę żeby morderstwo było na zlecenie osoby prywatnej , przemawia za tym również to co powiedział morderca po zabiciu mistrza.Powiedział coś w stylu " Kigam i inni magowie będą zadowoleni(...)", co było moim zdaniem dość nierozsądne , tak samo jak pozostawienie przy życiu dwojga jedynych świadków całego zajścia.To zagranie było po prostu nieprofesjonalne, albo tak miało wyglądać, bynajmniej cała ta sprawa jest bardzo podejrzana. Nie wiem dlaczego, ale zdaje mi się ,że ten cały atak goblinów też nie był przypadkowy, co gorsza wszystko wskazuje, że w całą tą sprawę zamieszany jest ktoś jeszcze, ktoś oprócz nas i magów...

To wszystko co mam do powiedzenia, teraz chyba pora aby spytać o zdanie Rolanda.- Powiedział Wernon spoglądając na Werę.

ratchet450 - 2013-04-15 16:05:37

Chłopak przyglądał się chwilę tabliczkom oświetlonym przez jego ognistą kulę. Cały czas w głowie powtarzał sobie wiersz od Sorco.
lawa...lawa... a więc pomarańcz, Następnie ziemia, lasy...to pewnie zieleń. Niebo, słońce... czyli błękit i żółć, Na końcu koniec, kres miejsce pobytu dusz... czerń.
Herbolth ułożył je w takiej właśnie kolejności i...
Wszyscy czekali na jakiś efekt ich starań.

Artemis13 - 2013-04-18 18:40:48

Herbolth

Minęła chwila i nagle coś błysnęło i magiczna zasłona opadła, otwierając drogę ku podestowi. Podszedłeś do niego i spojrzałeś na leżący na nim, pięknie zdobiony karwasz. Poczułeś naglą chęć założenia go na rękę, której się poddałeś. Karwasz był trochę za duży... przynajmniej przez chwilę, zaraz bowiem dopasował się do twojej ręki. W twoim umyśle ukazało się kilkanaście obrazów, których nie zrozumiałeś za bardzo.
Z potoku obrazów wyrwał cię głos Lilith, która głośno powtarzała twoje imię, potrząsając jednocześnie twoim ramieniem.
- Herbolth, hej, Herbolt, żyjesz?
Przestała dopiero, gdy się otrząsnąłeś, zamiast tego postanowiła skontaktować się z Sorcem.
W tej chwili właśnie zauważyłeś, że na lewej dłoni masz coś na kształt rękawicy bez palców, z maleńkimi kolcami wystającymi nad kostkami. Zdołałeś połączyć ze sobą fakty i dlatego uświadomiłeś sobie, że musi to mieć związek z niezwykłym karwaszem na prawej ręce.
- Sorco mówi, żebyśmy zaczęli powoli wracać. Enma powinien niedługo do nas dołączyć, nie znalazł w drugich ruinach nic ciekawego. Co do tego karwasza, to powiedział, że dokładnie zbadamy go w gildii, toteż powinniśmy się powstrzymać od nadmiernych eksperymentów...

Wernon

Roland milczał przez chwilę, po czym odezwał się chrapliwym głosem:
- Ja tam nie wiem, dla mnie to wyraźnie sprawka Kigama, ta menda zawsze lubił korzystać z brudnych sztuczek... ale jak teraz myślę, to rzeczywiście, dziwne to trochę. Czemu pozwolono nam przeżyć? I rzeczywiście... tak doskonały zabójca i do tego gaushar? Pierwsze słyszę o kimś takim... co może znaczyć, że albo przybył do miasta niebawem, albo został specjalnie ściągnięty z innej miejsca. Może by to zbadać?
- Sama nie wiem... coś tu wyraźnie śmierdzi - wtrąciła Wera. - Chociaż przeprowadzenie śledztwa w sprawie zabójcy to w sumie niegłupia myśl. Co ty na to? - zapytała Wernona. - A skoro już przy tym jesteśmy, to musimy jak najszybciej wprowadzić porządek w nasze szeregi i skontaktować się ze sprzymierzonymi grupami oraz ze sponsorami. Macie jakieś pomysły?

ratchet450 - 2013-04-18 20:59:31

-Ej...Ale jak to powstrzymać... - powiedział podirytowany Herbolth
-No chociaż raz... chcę spróbować proszę, proszę, proszę
Lilith nie odpowiadała. Herbolth wiedział, że Ta i tak się nie zgodzi...
Chłopak zrezygnował z dalszego błagania.
-No to co... wracamy. - odparł.
Lilith i Herbolth znów zaczęli zagłębiać się w tunele by znaleźć drogę powrotną.
Po ok. 30 minutach błąkania się odnaleźli wyjście. Przy bramie już można było dostrzec Enmę.
Bez zbędnych komentarzy cała czwórka wyszła z ruin. Pogoda nie sprzyjała bowiem zaczął padać zimny deszcz... Teraz już wszyscy razem stali i patrzyli na karwasz Herbolth zastanawiając się jak go użyć.

RagingRaven - 2013-04-18 21:15:34

-Po pierwsze, proponuję odwołać wszystkich młodych łowców od zleconych im zadań w terenie. Nie możemy ryzykować rozlewu krwi z powodu żądzy ślepej zemsty. Zamiast nich,  wysłać w teren starszych, bardziej doświadczonych towarzyszy, najlepiej gdyby od razu zaczęli od dyskretnego sprawdzenia miejsc pobytu magów których mamy na oku, oraz dokładnego sprawdzenia miejsca ostatniej bitwy. Popytał bym też żołnierzy biorących udział w ostatniej potyczce , czy nie widzieli niczego, co zwróciło ich uwagę lub wydało się dziwne.No i oczywiście trzeba przedyskutować sprawę przewodnictwa nad gildią, ja proponuję trzy osobową radę, w skład której będziemy wchodzić my wszyscy obecni w tym pomieszczeniu. A co do kontaktu ze sponsorami i informatorami, to myślę, że Ty Wera jesteś dłużej w gildii i masz o nich lepszą wiedzę, oraz masz odpowiednie "PREDYSPOZYCJE' do prowadzenia z nimi rozmów.

Artemis13 - 2013-04-20 21:58:27

Herbolth

Długo nie postaliście, nie było bowiem w tym sensu. Żadne z was nie posiadało zaklęć wykrywających i identyfikujących magię, więc nie mieliście możliwości poznać lepiej tajemniczy artefakt. Poza tym czekała was długa droga, lepiej było więc wyruszać.
Droga powrotna obyła się bez niespodzianek i wychodząc z lasu byliście cali i zdrowi, chociaż może odrobinę zmęczeni. Nikt się jednak nie spodziewał tego, co miało nadejść...
- Enma, Adel, Lilith, Herbolth, słyszycie mnie? - usłyszeliście w myślach wyraźnie zaniepokojony głos Sorca.
- Oczywiście, stało się coś? - odparł w imieniu całej grupy Enma.
- Owszem. Wygląda na to, że zostaliśmy zaatakowani. Nie mam czasu na szczegóły, pośpieszcie się.
Szok odbił się na twarzach twoich towarzyszy. Nie mówiąc nic więcej puściliście się biegiem. Do miasta mieliście około kilometra, toteż dotarcie na miejsce nie zajęło wam dużo czasu... a przynajmniej tobie, bowiem twoi towarzysze, wolniejsi i mnie odporni na zmęczenie, zostali trochę z tyłu.
Wpadłeś przez bramę, przebiegłeś uliczkami miasta, by w końcu dotrzeć do głównej siedziby gildii, przed którą kręcił się tłum magów. Nie bez powodu.
Siedziba płonęła...

Wernon

Wera przez większość czasu kiwała głową, słysząc twoje wywody. Jedynie na słowo "predyspozycje" rzuciła ci twarde, ostre spojrzenie. Zdawała się zamyślona nad wszystkim, po czym westchnęła.
- Motyw trzyosobowej rady mi pasuje, nie wiem jak tobie, Roland? - zapytała, na co mężczyzna kiwnął głową z aprobatą. - No to ustalone. W takim razie trzeba przyspieszyć trochę i ruszać z zadaniami. Mamy na chwilę obecną trzy cele - skontaktowanie ze sprzymierzeńcami, poskromienie naszych ludzi i wdrożenie małego śledztwa względem tego zabójcy. Tym pierwszym, zgodnie z twoja sugestią, zajmę się ja. Nad naszymi ludźmi zdoła teraz zapanować tylko Roland, bo , bez obrazy, ty, Wernonie, nie masz jeszcze wśród nich odpowiedniego miru. A ponieważ w mieście nie jesteś zbytnio znany, to, jeśli możesz, pójdź zebrać trochę informacji, tak o magach, jak i o tym zabójcy. Uzgodnione? - zapytała na zakończenie.

Artemis

Jedna misja zakończona sukcesem, ta może być trudniejsza bo ten przeklęty mag, Kigam jeśli dobrze pamiętam, rzadko kiedy wychodzi poza teren swojej siedziby, myślał Artemis, wślizgując się do gildii magów. Udało mu się ominąć rozliczne magiczne zabezpieczenia dzięki kombinacji akrobatyki i specjalnego pierścienia, zaklętego czarem niewykrywalności. Niestety będzie się musiał załadować, nim ponownie będzie mógł być użyty, co zajmie mu dwa dni. Na szczęście zawsze zapobiegliwy zabójca ma parę planów w zanadrzu.
O ile przedostanie się do gildii było problematyczne, to już poruszanie się po niej nie stanowiło dla gaushara problemu, bowiem magowie, pomimo swojej wiedzy i potęgi, nie byli na tyle spostrzegawczy, by dostrzec przemykającego w cieniu zabójcy, który rozkładał w kilku specjalnie wybranych miejscach, małe paczuszki, wyciągane z jednej z pozawymiarowych sakiewek.
Nim minęła godzina Artemis gotowy już był na spotkanie z Kigamem. Szybko znalazł jego komnatę, do drzwi przymocował kolejnych kilka paczuszek, po czym, bezczelnie, zapukał w wielkie odrzwia.
- Wejść - zabrzmiał silny głos i zabójca wślizgnął się przez drzwi.
W środku panował półmrok ale to nie przeszkadzało gausharowi, wręcz przeciwnie - odpowiadała mu taka atmosfera. Stanął ze spokojem przed siedzącym na środku wielkiego pomieszczenia starcem i ukłonił się szyderczo.
- Kim jesteś? - zabrzmiało oczywiste pytanie.
- Twoją śmiercią, mógłbym rzec, lecz to zbyt melodramatyczne i oklepane, dlatego na potrzeby tej rozmowy uznajmy, że jestem zwykłym gausharem, któremu zlecono zlikwidowanie głowy gildii magów - Artemis odpowiedział ze spokojem, chociaż każdy mięsień w jego ciele był naprężony w gotowości do działania. Zamiast jednak zaklęcia czekał go ze strony starca... śmiech.
- Jesteś o sto lat za młody, żeby mi grozić, dzieciaku. Nie tylko nic nie zdołasz mi zrobić, ale jeszcze zabiorę ci twój klejnot, dzięki czemu będziesz mi służył przez całą wieczność!
- Zobaczymy - mruknął pod nosem zirytowany zabójca, patrząc, jak Kigam podnosi się, zrzuca z siebie szatę i chwyta długie ostrze, które wyciąga powoli z pochwy. Zabójca, wyczulony przez swoje zdolności artefaktora na magiczne emanacje, aż się zachłysnął, wyczuwając potęgę tej broni - znacznie przekraczającą wszystko, co do tej pory widział, włącznie z jego własnymi ostrzami!
Nie miał jednak czasu podziwiać miecza, bowiem Kigam zamachnął się na niego, wydobywając spory pióropusz płomieni. Tylko naturalny refleks uratował zabójcę, który błyskawicznie podniósł prawą dłoń i wyłapał ogień na swój najpotężniejszy artefakt chroniący przed magią, czarną, sznurowaną czerwoną nicią rękawicę, która pochłonęła moc wrogiego zaklęcia. Artemis zaklął czując tę siłę, nie mógł jednak pozwolić, aby mag całkowicie zdominował walkę, sięgnął więc błyskawicznie do zawieszonych z tyłu paska dwóch sztyletów, którymi miotnął w starca, chociaż nie miał zbytniej nadziei na zadanie jakichkolwiek obrażeń - i nie pomylił się, bowiem odbiły się one od magicznej tarczy.
Ale gaushar był już w ruchu, uskakując błyskawicznie i wypuszczając raz za razem rozmaite pociski - zatrute bełty z miniaturowej kuszy, rozmaite niewielkie zaklęcia z różdżek czy wreszcie dwa kolejne sztylety. Wszystko to po to żeby dostać się na pozycję...
W końcu dotarł tam, gdzie chciał - miał Kigama przed sobą, ten zaś stał tyłem do drzwi. W tej chwili zabójca sięgnął po swoje ostrza i zaszarżował, przebijając się przez kolejny pióropusz płomieni, przy pomocy ochronnej magii spinającej jego płaszcz broszy z czarnego diamentu. Mag był na tyle bystry, że w jednej chwili zrozumiał jak groźne są obie bronie skrytobójcy - i odskoczył do tyłu, po czym raz jeszcze zaatakował ogniem. Tym razem jednak zaklęcie było znacznie potężniejsze, gorętsze i skoncentrowane...
O to właśnie chodziło zabójcy, który wykorzystał jeden ze swoich pierścieni i na drodze zaklęcia postawił wymiarowe drzwi - a ich wyjście ustawił tak, by kierowało się w stronę wielkich drzwi komnaty.
Po czym padł na ziemię i zatkał uszy.
Kiedy bowiem płomień dotarł do drzwi i przepalił je, eksplodował założony na nich ładunek... a po nim kolejne, rozmieszczone po całej gildii. Huk był potężny, podobnie ja wstrząs. Artemis, przygotowany, zniósł go całkiem dobrze, Kigam, stojący bliżej i nieświadomy pułapki - nie. Padł na ziemię w oszołomieniu.
Artemis podszedł do niego ze spokojem... i przebił go mieczem, zabijając na miejscu.
Zostały jeszcze dwie rzeczy, pomyślał, po czym sięgnął po rewolwer schowany w zanadrzu i wystrzelił z niego cały magazynek w tułów byłego maga. Następnie sięgnął do innej sakiewki, z której wyciągnął zapisany kawałek papieru, który, dzięki słowu rozkazu, przywołał do komnaty trupa jednego z łowców magów, zabitego podczas poprzedniej potyczki, jeszcze z mieczem w dłoni. Papier ten, razem z zaklęciem, były "prezentem" od tajemniczego pracodawcy Artemisa. Wiedząc, że szczegóły walki zatuszuje wszechobecny ogień, zabójca miał zamiar zacząć uciekać z gildii... dopóki jego wzrok nie padł na potężny miecz ognia. Jednak gaushar chwilę tylko zmagał się z sobą - wiedział, że nagłe zniknięcie broni narobiło podejrzeń, a on był perfekcjonistą.
Ucieczka nie była trudna ani wymagająca - magowie nie wiedzieli za bardzo co się dzieje, sami tłoczyli się do wyjścia, więc jeden cień przemykający między nimi nie zwracał niczyjej uwagi.
W ciągu kilkunastu minut Artemis był już na świeżym powietrze i w jednej z okolicznych uliczek...

ratchet450 - 2013-04-20 22:19:42

Chłopak stał teraz przed płonącą kryjówką. Był zasmucony ale zarazem wściekły. Tylko nie wiadomo na kogo.
Wokół stali wszyscy członkowie gildii przyglądający się jak ich dawny dom płonie. Szybko zeszło się wielu gapiów. Herbolth przez chwilę patrzył na człowieka, który...no cóż wyglądał podejrzanie. Ubierał się podobnie do Łowców Magów. Mimo że ten facet odciągnął uwagę Herbolth ten zwrócił się z powrotem w stronę zgliszczy kwatery. Chłopak wciąż myślał o właściwościach tajemniczego artefaktu.
Jak to się stało ! Nie wierzę w to co tutaj widzę... Co się teraz stanie z tymi magami...są bezdomni. Mam tylko nadzieję, że nikt nie ucierpiał. Ale kto mógłby podpalić ten budynek.
Chłopak wyczaił Sorco w tłumie. Podbiegł do niego.
-Co się stało !? Sorco ! - Wykrzyczał spanikowany Herbolth
Sorco nie odpowiadał

RagingRaven - 2013-04-20 22:50:12

-Jak dla mnie brzmi dobrze – odparł Wernon  wychodząc z pomieszczenia.W kryjówce panował harmider i nieprzyjemna atmosfera, wszyscy byli przygnębieni, morale spadło...
Wernon wyszedł z kryjówki jednym z mniejszych wyjść w okolicach najbogatszej dzielnicy. W około panowała wrzawa , ludzie biegali z wiadrami wody, w powietrzu unosił się gęsty dym.
Płonął piękny zdobiony budynek, ludzie starali się go ugasić, wśród gapiów Wernon dostrzegł chłopaka, chłopaka którego gdzieś widział...To był ten sam którego widział jakiś czas temu, i ten sam który rozprawił się z napastnikami na dachu...Po chwili jednak coś innego przykuło jego uwagę, w wąskiej uliczce stała ciemno ubrana postać, Wernon przyglądał się jej jeszcze przez chwilę, rzucił jej ostre spojrzenie -Wydaje mi się dziwnie znajomy-, po czym ruszył w kierunku pożaru, aby przyjrzeć mu się bliżej.Budynek był już prawie kompletnie zniszczony, na ziemi nie było wielu ciał, przyjrzał się jeszcze raz chłopakowi , którego widział wcześniej. Tym razem chłopak rozmawiał z jakimś mężczyzną .Wernon postanowił do nich podejść i dowiedzieć się co dokładnie się stało.

Podszedł do mężczyzny i zapytał:

-Co tu się dzieje ?

Artemis13 - 2013-04-20 23:01:50

Herbolth/Wernon

Sorco spojrzał na Wernona, nie zdając sobie sprawy z tożsamości męzczyzny.
- Sami nie wiemy. Ni z tego, ni z owego naszym budynkiem zatrząsnęły eksplozje, po chwili wybuchł pożar. Udało się ewakuować większość naszych ludzi, kilku jednak zaginęło. Obawiamy się ponadto, że coś mogło się stać naszemu przywódcy - Mag, mimo zdenerwowania, starał się nie ujawniać zbyt ważnych informacji, nie wspomniał nawet, do kogo należał budynek i kim byli poszkodowani, czy ich mistrz.

ratchet450 - 2013-04-20 23:09:40

Herbolth patrząc na podejrzanego mężczyznę nie zamierzał zdradzać szczegółów ani mówić o tym, że właśnie spłonęła kryjówka magów.
- Mam wrażenie, że to nie stało się przypadkiem - Dodał zaciekawiony chłopak wciąż spoglądając na faceta z niedowierzaniem, że tak po prostu to sobie podszedł.
Herbolth miał podejrzenia co do tego człowieka. Prawdopodobnie stoi koło niego jeden z łowców. Lecz nie był tego do końca pewny. Od tego człowieka było czuć...magię. Przecież nie możliwe żeby mag miałby na nich polować.

RagingRaven - 2013-04-20 23:12:44

Wernon usłyszał głos chłopaka i sobie przypomniał - Ten mały jest magiem, to ten sam co ubił zakapiorów na dachu a potem zniknął mi z oczu.

Wernon spojrzał na chłopaka i zadał jedno pytanie:

- Jak masz na imię ?

ratchet450 - 2013-04-20 23:15:00

-Wiesz... nie sądzę aby podawanie imienia obcej osobie wyszło komukolwiek na dobre...Szczególnie, że to nie jest zbyt ważna informacja.

RagingRaven - 2013-04-20 23:21:06

Wernon pochylił się tak aby słowa które teraz powie słyszał tylko chłopak:

-Ooo, tobie to na pewno nie wyjdzie na dobre. Wiem kim jesteś , wiem co robisz. Więc jak mniemam ten budynek to jest , a dokładniej była wasza kryjówka...jaka szkoda. Pozwolę tobie i twojemu jak mniemam opiekunowi żyć...na razie, ale pamiętaj: wiem jak wyglądasz , wiem w jakiej okolicy się pojawiasz.

Powiedziawszy te słowa Wernon rzucił uśmiech w kierunku chłopaka. Nie był to zwykły uśmiech, był to ten rodzaj uśmiechu którego nigdy się nie zapomina...Pożegnał się jeszcze z mężczyzną stojącym obok i odszedł jak gdyby nigdy nic w kierunku kryjówki.

ratchet450 - 2013-04-20 23:25:26

Herbolth był zaskoczony zachowaniem tego ŻULA ! Co ma teraz zrobić. Podążyć za nim i wbić mu sztylet w kark czy może...no cóż przebrać się i gdzieś ukryć. Ale tak postępuje zwykły tchórz. Chłopak koło siebie miał Sorca.
-...Sorco...możesz bliżej zidentyfikować ten karwasz. Tylko proszę ! SZYBKO !

Artemis13 - 2013-04-20 23:37:18

Herbolth

Sorco spojrzał na ciebie z mieszaniną niedowierzania i irytacji, ale ostatecznie skoncentrował się i zaczął rzucać zaklęcie rozpoznania. Po chwili odezwał się:
- Ten karwasz włada mocą pięciu elementów. Wystarczy, że się skoncentrujesz i potrzesz odpowiednio tymi ostrzami, które masz na lewej dłoni, a będziesz w stanie zaatakować ogniem, piorunem, lodem, wiatrem bądź kwasem. Nie spodziewaj się jednak po tym cudów, nie jest na tyle potężny, żeby pokonać doświadczonego maga...

Artemis

Artemis stał na pobliskim budynku i z rozbawieniem obserwował okolicę i zamieszanie na dole. Z zaciekawieniem dostrzegł, że w okolicy kręci się ktoś znajomy - był to ten łowca magów, którego niedawno zneutralizował, podczas zamachu na jego przywódcę. Teraz zaś sam łowca kręcił się wokół magów, ba, nawet z nimi rozmawiał...

RagingRaven - 2013-04-20 23:49:42

Wernon przyśpieszył kroku, wszedł w jeno z wejść do kanału burzowego i udał się do kryjówki.Nie tracąc czasu kierował się prosto w stronę pokoju w którym wcześniej odbywała się narada. Wszedł do niego zdecydowanym krokiem i z uśmiechem oznajmił do Wery:
-mam dwie dobre wiadomości:
*Po pierwsze, podejrzewam gdzie jest główna kryjówka magów.
* Po drugie-powiedział Wernon z jeszcze większym uśmiechem-właśnie spłonęła, w okolicy kręciło się pewnie sporo magów, więc mam szczęście , że nie jestem tu bardzo znany.
Co Ty na to ?

ratchet450 - 2013-04-20 23:53:43

Nim Sorco zdążył wyjaśnić podstawy Herbolth'owi facet zniknął.
-Sorco... co nam pozostało teraz zrobić ? Trzeba znaleźć tymczasową kwaterę. Przemyśleć całą tę sytuację. Masz pomysł gdzie się udamy ? Poza tym... Czy...Czy Kigam przeżył ?

Artemis13 - 2013-04-21 18:15:37

Herbolth

Twoje pytania wyrwały Sorca z zamyślenia.
- Na razie przeniesiemy się do zapasowej kryjówki, która znajduje się po drugiej stronie miasta. Zajmuje się nia kilku naszych magów, którym już wysłałem wiadomość, by zaczęli ją szykować.  Co do Kigama... nie wiem, nie sądziłem nigdy, że znajdzie się ktoś, kto mógłby mu zagrozić, ale teraz... No nic, zobaczymy...

Wernon

- To świetnie - wykrzyknęła w pierwszej chwili Wera z radością. Po chwili jednak sposępniała. - Tylko nie sądzisz, że to dziwne? Zostajemy zaatakowanie, nasz przywódca ginie, a zaledwie parę godzin później płonie kryjówka magów... coś mi tu śmierdzi. Nie wiesz może czy zginął ktoś z ich przywództwa? Bo jeśli tak... to może się zrobić nieprzyjemnie.

ratchet450 - 2013-04-21 19:19:58

Całe zamieszanie zaczęło się uspokajać. Wszyscy magowie poszli do nowej kryjówki. Oczywiście każdy inna drogą, żeby nie wyglądało to podejrzanie. Herbolth z Lilth, Sorciem, Enmą i Adel również ruszyli w stronę zapasowej kryjówki. Po ok. 2h doszli na miejsce. Budynek był trochę mniej zadbany jednakże i tak robił wrażenie. Po wejściu do środka Herbolth pod wrażeniem. Była to baza zapasowa a dorównywała tej głównej. Wewnątrz było dużo miejsca a luksusem przypominała poprzednią bazę. Za drzwiami stał jeden z magów, który rozdawał kluczyki do pokoi. Herbolth dostał pokój nr 151. Od razu się tam udał. Obejrzał pokój i wyszedł z kryjówki. Musiał zmienić swój design. Skoro nie jest już incognito to musi coś z tym zrobić. Na początek wstąpił do sklepu z płaszczami. Znalazł tam komplet ubrań w kolorystyce czarno-zielonej. Kupił ubrania i wyszedł ze sklepu. W zestawie był płaszcz o wyżej podanej kolorystyce. Był on tej samej długości co jego poprzedni płaszcz tyle, że zamiast kaptura miał wysoki zakrywający szyję kołnierz. Same ubrania i tak go nie ukryją.
Hmmm.... Co mogę jeszcze zrobić. Może coś z włosami...
Chłopak poszedł więc do golarza. Zażyczył sobie lekkie skrócenie włosów. Podczas wizyty zapuścił się w rozmowę z golarzem.
- Czy jest może jakieś zaklęcie, które pozwoliłoby mi zmienić kolor włosów kiedy i na jaki chcę ?
-Oczywiście, że jest ! Tutaj proszę ma Pan podręcznik. Wystarczy przeczytać regułkę napisaną pod każdym z kolorów.
-Dziękuję.
Po wizycie Herbolth wrócił spokojnie do kryjówki. Zamknął się w pokoju i zaczął metamorfozę !
Przebrał się w nowe ubrania. Teraz myślał nad nowym kolorem włosów. Przeglądając kolory natknął się na "Snow White" Wypowiedział regułkę. W tym momencie jego włosy zabarwiły się na śnieżny biały. Herbolth musiał wymyślić co może zrobić ze starymi ubraniami. Nie chciał ich wyrzucać. Podobały mu się.
To może zajdę do depozytu...
Młodzieniec znów wyszedł z kryjówki. Jak zauważył chyba nikt go nie poznał. Ani Lilith, ani Enma.
Zadowolony wyszedł przez drzwi kierując się do mapy miasta gdzie odczytał gdzie znajduje się depozyt. Udał się tam natychmiastowo. Był to najbardziej strzeżony depozyt w dzielnicy. Herbolth schował rzeczy, zapłacił i wrócił do Nowego Bractwa by dowiedzieć się co teraz mają robić.

RagingRaven - 2013-04-21 20:25:39

-Tego się nie dowiedziałem, ale myślę, że prędzej czy później się tego dowiemy.Jestem pewien , że to zaogni jeszcze bardziej nasz konflikt z magami...szczególnie po tym co zrobiłem...
Wernon ugryzł się w język i szybko zmienił temat.
-Czy są jakieś wieści od reszty naszych ludzi? Jeśli za sprawką pożaru w siedzibie magów stoi ta sama osoba , co za zabójstwem naszego mistrza, to mamy problem. Nie zdziwię się jeśli magowie wejdą z nami w otwarty konflikt. Mamy dwa wyjścia : albo skontaktować się z magami, albo walczyć na dwa fronty, prowadząc wojnę z magami i jednocześnie śledztwo w sprawie mordu. Tak czy inaczej muszę chwilę odpocząć.Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to zrób to teraz bo wychodzę do karczmy...i raczej nie wrócę w stanie ułatwiającym podejmowanie ważnych decyzji.

Artemis13 - 2013-04-21 21:29:50

Herbolth

Na razie jednak nie masz nic do roboty, okazało się bowiem, że nie tylko nikt nie potrzebuje twojej pomocy, to jeszcze większości osób prędzej przeszkodzisz niż pomożesz - w końcu twoje umiejętności magiczne są stricte ofensywne, a tymczasem na chwilę obecną wszyscy skupiają się na porządkowaniu nowej siedziby oraz na zbieraniu informacji.
Wygląda na to, że masz wolne...

Wernon

Wera pomachała tylko ręką, dając ci do zrozumienia, że chwilowo nie jesteś do niczego potrzebny i możesz robić co chcesz...

RagingRaven - 2013-04-22 16:52:29

Wernon wyszedł zamykając za sobą drzwi. Udał się prosto do swojego pokoju, gdzie zmienił ubrania na czyste, zostawił prawie całe uzbrojenia , zachowując przy sobie tylko rewolwer.Podszedł do komody i wyciągnął z niej mieszek z monetami, z którego wziął parę złotych monet. Szybko wyszedł z pokoju i udał się prosto do jednego z wyjść.Po 15 minutach marszu ciemnym i mokrym korytarzem ujrzał świtało, tunel kończył się pod mostem w dzielnicy handlowej. Wernon wszedł drabiną na poziom ulicy , wyprostował się, otrzepał z kurzu i ruszył pewnym krokiem w stronę głównej ulicy. Nie miał zamiaru pić rozwodnionego piwa, więc postanowił znaleźć jedną z tych lepszych karczm.
Budynek był w dobrym stanie, piętrowy, na górze zapewne znajdowały się pokoje gościnne. Wernon wszedł bez wahania. W karczmie panował spokój, ludzie siedzieli przy stołach popijając piwo i słuchając przyśpiewek barda. Wernon podszedł do baru, usiadł na stołku. Karczmarz szybko wypatrzył nowego klienta , podszedł do Wernona i uprzejmym tonem zapytał;

-Co podać?

-Proszę dzban zimnego piwa i kufel...oraz orzeszki, uwielbiam orzeszki.

-Już podaję.

Karczmarz udał się na zaplecze, by po chwili wyłonić się z wielkim dzbanem zimnego piwa i orzeszkami, postawił je przed Wernonem, tak aby nie spienić piwa i sięgnął pod bar po kufel. W tym momencie Wernon miał wszystko czego było mu trzeba , nalał sobie kufel piwa i pociągnął głęboki łyk...

ratchet450 - 2013-04-22 21:30:28

Herbolth nie zastanawiając się długo zdecydował, że pójdzie do karczmy... a tak schlać się. Przed tym jednak zostawił w pokoju Tenebris i Angelumen. Chłopak podszedł do mapy i szukał jakieś porządnej karczmy. Jak się upijać to czymś porządnym. Po chwili szukania znalazł karczmę z ciekawą nazwą, która dużo świadczyła o samym budynku. Była to karczma " Pod lichym wilkołakiem"
Herbolth spacerkiem przeszedł się do karczmy. Był to duży i piękny budynek. W środku były nawet pokoje do wynajęcia. Chłopak podszedł do barmana i zamówił 5 dużych kufli piwa kremowego. Teraz był jeden problem. Nie było gdzie usiąść. Herbolth namierzył jeden stolik przy którym mógłby usiąść.
Cholera...Czy to on ? Ten facet co mi groził. Spytam się czy mogę się dosiąść
-Przepraszam... mogę się dosiąść ? - W tym samym momencie kelner postawił na stoliku 5 zamówionych piw.

RagingRaven - 2013-04-22 21:39:09

Wernon kończył już dzbanek piwa gdy ni z tego ni z owego usłyszał głos:
-Przepraszam... mogę się dosiąść ?
Znam ten głos...
Wernon spojrzał w stronę gościa i istotnie , tak jak myślał, znał ten głos.Obok niego stał ten sam młody mag, z którym rozmawiał wcześniej, tylko tym razem był inaczej ubrany i miał inną fryzurę.

Czy on naprawdę myśli , że tak łatwo jest się zamaskować...zmienił tylko ubrania i kolor włosów...No dobra...

Wernon posłał chłopakowi zabójcze spojrzenie

-Naprawdę myślisz, że jestem aż tak głupi...nawet nie postarałeś się zmienić głosu,postawa twojego ciała również bez zmian, założę się ,że sposobu chodzenia też nie zmieniłeś. Zmykaj, póki mam dobry humor i piwo.
Powiedział Wernon dolewając sobie do kufla.

ratchet450 - 2013-04-22 21:43:20

-Spokojnie...Chcę się tylko dosiąść i wypić kilka piw. Przecież Ci nie zaszkodzę. Poza tym nie mam gdzie usiąść. Zawrzyjmy rozejm... Tak na cały dzień. - Odparł spokojnie Herbolth. Chciał się tylko zrelaksować.

RagingRaven - 2013-04-22 21:47:47

Wernon spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem.
Rozejm...a kim on jest aby proponować mi...rozejm.

-Słuchaj mały, nie jestem do końca pewien czy wiesz czym się zajmuję, więc objaśnię Ci to w skrócie :
Tropię i zabijam takie ścierwa jak Ty, więc nie jestem pewien czy chcę siedzieć razem z tobą przy jednym stole, a co dopiero zawrzeć jakiś "rozejm". Spływaj.

ratchet450 - 2013-04-22 21:51:38

Kurwa... Co za człowiek
Herbolth usiadł przy barku gdzie właśnie zwolniło się miejsce. Postawił przed sobą 5 kufli piwa. I zaczął pić. Jedno po drugim. Już po 3 zaczął odczuwać plątaninę języka. Po wypiciu 5 piw był już całkiem pijany. Aż prosiło się o nieszczęście. Teraz tylko jakie ?...

RagingRaven - 2013-04-22 21:56:16

Wernon dopił piwo i nagle naszła go myśl.

Ten mały jest tu kompletnie sam, pewnie nikt z jego gildii nie wie , że tu jest, no i może rzucić nowe światło na ostatnie wydarzenia.

Wernon spojrzał na chłopaka parę krzeseł dalej.

I w dodatku jest kompletnie pijany...

Wstał z krzesła i podszedł do chłopaka, położył mu rękę na ramieniu i powiedział:

-przejdziemy się...a potem odpowiesz nam na kilka pytań

ratchet450 - 2013-04-22 21:57:33

Herbolth spojrzał na gościa po czym bez żadnego zastanowienie przyłożył mu z całej siły w gębę.

RagingRaven - 2013-04-22 22:01:35

Wernon dostał prosto w wargę z której zaczęła sączyć się krew.

Jam mu kurwa dam.

Wernon zrobił krok w tył, ugiął kolana, podniósł gardę i z niewyobrażalną sprawnością i szybkością wyprowadził prawy prosty, wymierzony prosto w brzuch chłopaka.

ratchet450 - 2013-04-22 22:04:01

Chłopak oberwał z całej siły w brzuch. Przewrócił się lecz już zaczął formować kulę ognia, którą rzucił prosto w klatkę piersiową przeciwnika.

RagingRaven - 2013-04-22 22:11:17

Wernon spostrzegł lecącą w jego kierunku ognistą kulę, szybko wykonał piruet w lewą stronę, zatrzymał się na sekundę i ruszył prosto na przeciwnika. Gdy był na odległość kroku od oponenta wyprowadził szybki lewy prosty, zamarkował prawy prosty, tylko po ty by ułamek sekundy później wyprowadzić lewy sierpowy przechodzący w uderzenie łokciem.

ratchet450 - 2013-04-22 22:15:13

Chłopak zablokował dwa proste nie przewidując uderzenia łokciem. Dostał w twarz lecz nie stracił równowagi. Szybko przesunął się w prawo wyprowadzając lewy sierpowy w zęby przeciwnika i w tym samym momencie chciał kopnąć w kolano.

RagingRaven - 2013-04-22 22:18:08

Wernon szybko odskoczył unikając ciosu w zęby, lecz kopniak wymierzony w kolano trafił go w kostkę wybijając z rytmu, lecz ten i tak nie zwalniał ani na chwilę, spróbował złapać chłopaka z ręce i wymierzyć soczysty cios kolanem w podbródek, co na pewno skończyło by się knckoutem .

ratchet450 - 2013-04-22 22:46:24

Facet złapał Herbolth za jedną rękę. Chłopak wyczarował arcaniczną pięść  i wycelowałem nią prosto w brzuch wroga.

RagingRaven - 2013-04-22 22:50:17

Wernon dostał prosto w brzuch, ugięły się pod nim nogi, padł na kolana.

Bawimy się magią...dobra.

Wernon szybko poderwał się na równe nogi, skupił się na tym co chce własnie zrobić.

Złapał końcówkę swojego płaszcza i zamiótł nią po podłodze, całą karczmę wypełniła gęsta mgła. Wernon szybko wyciągnął rewolwer i wystrzelił pięć pocisków w miejsce w którym stał chłopak.

ratchet450 - 2013-04-22 22:52:55

Herbolth po zauważeniu mgły wyczarował tarczę, która ledwo co wytrzymała 5 pocisków. Gdy mgła opadła chłopak stał za facetem trzymając mu przy gardle arcaniczny sztylecik.

RagingRaven - 2013-04-22 22:58:11

W tym momencie Wernon zbił sztylet w dół za pomocą rewolweru, obrócił się szybko i wyprowadził cios lewą ręką prosto w splot słoneczny jednocześnie zabierając rewolwer ze sztyletu i starając się uderzyć chłopaka rękojeścią prosto w skroń i poprawić łokciem.

ratchet450 - 2013-04-22 23:01:01

Facet trafił w splot słoneczny Herbolth'a lecz cios był na tyle słaby, że chłopak nie stracił oddechu. W tym momencie złapał ręke gościa by ten nie mógł go uderzyć rękojeścią. Teraz wyprowadził mocny cios kolanem w...no jaja.

RagingRaven - 2013-04-22 23:08:18

Wernon dostał prosto w krocze, osunął się w bólu na ziemię.

Nieczyste zagrywki i magię jeszcze zrozumiem...ale to...

Wernon leżąc na ziemi podniósł rewolwer, wziął głęboki wdech wycelował prosto w kolano przeciwnika i oddał strzał, cała sekwencja trwała krócej niż 1,5 sekundy.

ratchet450 - 2013-04-22 23:16:58

Herbolth leżał w kałuży krwi z przestrzelonym lewym kolanem. Na szczęście miał jeszcze na tyle dużo siły, że wyczarował 4 noże do rzucania i zaczął miotać nimi w faceta.

RagingRaven - 2013-04-22 23:21:43

Wernon dostał jednym sztyletem w lewe ramię, reszta na całe szczęście nie trafiła. Bębenek rewolweru był pusty. Wrnon wstał,wyciągnął sztylet z ramienia,chwiejnym krokiem podszedł do chłopaka, pochylił się nad nim i przyłożył mu sztylet do gardła.

-Szach- Powiedział ze złością w oczach

Artemis13 - 2013-04-24 18:35:28

Artemis

Zadanie wykonane, więc czas na zapłatę. Zaproponowali mi całkiem spora sumkę, więc będę mógł ruszyć dalej, rozmyślał Artemis, kierując się uliczkami w stronę siedziby swojego zleceniodawcy. Jednocześnie jednak nie czuł się zbyt pewnie - nie miał pojęcia, kim tak naprawdę był jego klient, ani czym zajmowała się jego grupa. Ta niewiedza czyniła ich nieco zbyt niebezpiecznymi.
Na miejsce dotarł szybko, strażnicy umiejscowieni wewnątrz budowli, chociaż przyglądali mu się nieufnie, to przepuścili go bez problemu. Wszedł na górę, do pokoju ascetycznego mężczyzny, swojego zleceniodawcy, który uśmiechnął się na widok zabójcy.
- Słyszałem już o twoich dokonaniach, gratuluję - odezwał się. - Proszę, o to twoja nagroda - dodał, wskazując na cztery niewielkie sakiewki, które gaushar po kolei zaczął sprawdzać - wszystko było w porządku. Jedna zawierała sławetne krasnoludzkie czerwone złoto, druga diamenty, trzecia perły, ostatnia zaś, najmniejsza, mithril. Wszystko się zgadzało, poza jednym...
- A gdzie druga część mojej zapłaty? - zapytał spokojnie Artemis.
- Ależ oczywiście, proszę - odparł równie spokojnie jego klient, wyciągając ku zabójcy mała, czarną skrzyneczkę. Artemis otworzył ją i w środku zauważył niewielką klepsydrę z mahoniowymi podstawkami i wyrytymi kilkoma kreskami układającymi się w litery XIII, co znaczyło liczbę trzynaście. Z klepsydry można było wyczuć emanującą moc, więc zabójca sięgnął po nią i chwycił ja...
Po czym przeszył go oślepiający ból.
- Hahaha... to było mądre, chwytać ją w rękę - roześmiał się szyderczo mężczyzna siedzący przed gausharem. - Nie jest to bowiem zwykły przedmiot, nie jest to nawet artefakt. To jeden z przedmiotów należących do Strażników, służących Wielkim Przedwiecznym. Na świecie jest ich całkiem sporo, większość nie została jednak odkryta po dziś dzień. Ta akurat klepsydra należała podobno do Strażnika Mroku, a teraz jej dotknięcie kosztować cię będzie życie.
Przywódca tajemniczej grupy wyraźnie rozkoszował się tonem własnego głosu i cierpieniem zabójcy... to jest dopóki nie usłyszał cichego chichotu. Wytrzeszczył oczy na Artemisa, który uniósł powoli głowę... i przeszył mężczyznę najzimniejszym, najokrutniejszym spojrzeniem, jakie ten widział w swoim życiu.
- Wiesz - zaczął zabójca. - w zasadzie nie dbam o to kogo zabijam i dla kogo. Dbam jedynie o to, by mi płacono. Jednak gdy klient próbuje mnie oszukać i zabić... wtedy ten, kogo zabijam i dla kogo zabijałem staje się jedną osobą.
- Ale... ale jak? - wyjąkał zaszokowany mężczyzna. Artemis nie odpowiedział, zamiast tego pokazał dłoń, w której trzymał klepsydrę... dłoń w czarnej, wyszywanej czerwienią rękawicy, posiadającej potężne właściwości antymagiczne. Ta właśnie rękawica pochłonęła klątwę klepsydry.
- Czas się chyba pożegnać, nieprawdaż? - zapytał szyderczo skrytobójca, wstając powoli. - A i dzięki za klepsydrę, może i nie będę mógł jej użyć, ale może znajdzie się ktoś, kogo ona zainteresuje - dodał, wrzucając wspomniany przedmiot do jednej ze swoich licznych toreb, razem z sakiewkami.
Nie dane jednak był gausharowi zabić byłego klienta - ten krzyknął bowiem na cały głos i wtedy z bocznego pokoju wyskoczył młody mężczyzna, nefilim ten sam, którego Artemis spotkał wcześniej. Uzbrojony w miecz równie długi jak on sam, zaatakował zabójcę nim ten zdołał się odpowiednio ustawić. Zwinny morderca zdołał się jakoś wywinąć od śmiertelnego ciosu, ale miecz przejechał po jego lewej ręce, czyniąc ją niemal bezużyteczną. Jakby tego było mało przez drzwi, którymi artefaktor dostał się do środka, zaczęło wbiegać więcej zbrojnych ludzi. Artemis zrozumiał szybko, że jest bez szans, niewiele myśląc więc użył jednego z niewielu "naładowanych" artefaktów (reszta jeszcze nie odzyskała swoich właściwościach po ostatnich zadaniach), którym zaciemnił w jednej chwili pokój, po czym wyskoczył przez jedyne okno. Jego płaszcz, mogący przemienić się w duże skrzydła, nie miał czasu na wykorzystanie tej mocy i zaledwie spowolnił upadek skrytobójcy, ale to wystarczyło, bowiem ten zwinnie jak kot przetoczył się, wyhamowując resztę szybkości. Okazało się przy tym, że na zewnątrz przechadzał się jeden ze strażników, którzy pilnowali wcześniej wnętrza - nim jednak zdołał zareagować na dziwaczną sytuację, zabójca sięgnął po swój wysadzany klejnotami sztylet, wbił go strażnikowi pod brodę i aktywował jego wampiryczne właściwości. Korzystał z nich jednak tyle tylko, by uleczyć swoje ramię po czym słysząc zamieszanie w budynku, uciekł w jedną z uliczek i szybko zniknął...

*****



W chwili obecnej siedział ukryty w cieniu przy położonym w rogu sali stoliku, w jednym z licznych barów w mieście. Przed chwilą rozpętała się w nim burda i spokój zabójcy został zakłócony. Jak na ironię okazało się, że jednym z walczących jest znajomy Artemisa - jeśli można tak nazwać osobnika, którego zabójca postrzelił jednym ze swoich zatrutych bełtów.
Po pewnym czasie gaushar zdenerwował się, bo ile można się naparzać. I to jeszcze jak jakieś prymitywy. Nie wytrzymując zabójca sięgnął po dwie różdżki ze swojego repertuaru, jedyne, jakie nie zużył na Kigamie - obie miały czubki ze szmaragdu. Na jedno słowo rozkazu z każdej wyleciała kula zielonej substancji, która dosłownie przykleiła walczących do ścian - chociaż w sumie i tak walka miała się ku końcowi. Niewiele myśląc morderca chwycił swój miecz w jedną dłoń, sztylet zaś w drugą i podszedł do obu osobników.
- Będzie tutaj wreszcie spokój czy chcecie obaj zginąć - warknął na nich cichym, zimnym głosem...

ratchet450 - 2013-04-24 21:07:03

Herbolth z bólem i przerażeniem spojrzał na tajemniczego mężczyznę.
-Ja... ja to wolę żyć... Ale bądź tak miły i uwolnij mnie. Mam przestrzelone kolano ! Wykrwawię się ! Co do tego drugiego. Możesz go zabić...mi to nie przeszkadza...- odpowiedział bez zastanowienia pijany Herbolth
Mówiąc to przechodziło mu przez głowę wiele myśli.
Kto to do licha ciężkiego jest ? Co to za ohydny glut ? I najważniejsze co tutaj robi ? Mam nadzieję, że przyszedł tylko na piwo.
Przyczepiony do ściany Herbolth dostrzegł, iż z jego kolano wciąż leci ciurkiem krew. Ba Herbolth nie mógł nim ruszać ! Najprawdopodobniej miał już po rzepce.

RagingRaven - 2013-04-24 21:15:35

Wernon przyklejony do ściany szybko i bez namysłu odpowiedział:

-zawrzyj twarz kund...Czy ja ciebie gdzieś już nie widziałem?A tak byłeś w bocznej uliczce w pobliżu tego płonącego budynku.

Wernon spojrzał nieznajomemu w oczy z ciekawością, jak gdyby chciał wybadać co kryje się w zakamarkach jego umysłu.J.Dodatkowy niepokój wzbudził również rodzaj broni jakiej użył przeciw nim, a i głos nie wydawał się całkiem obcy, głos na którego brzmienie przeszły Wernona ciarki.


Czy to możliwe, że to on...? Zaryzykuje...

-My się już chyba widzieliśmy? Powiedział bym nawet, że nie raz.

Artemis13 - 2013-04-24 21:52:52

Artemis

- My się już chyba widzieliśmy? Powiedział bym nawet, że nie raz - odezwał się starszy z przyklejonych, ten, którego Artemis widział w lesie. Drugi z kolei jęczał coś o "litości".
Obaj niesamowicie denerwowali zabójcę.
Dlatego uznał, że należy ich uciszyć.
Długa, piękna katana wbiła się w ścianę, o centymetr od twarzy młodego.
- Zamknij się, irytujesz mnie - warknął do tamtego, po czym zwrócił się do drugiego, ze sztyletem w dłoni. - Ty zaś powinieneś uważać na słowa i na to, kogo nazywasz kundlem. - Głos zabójcy był zimny jak lód. - Wiesz co się stało z twoim przywódcą... powiedzmy też, że łowcy nie są jedyną gildią pozbawioną w tej chwili przywódcy. - Zabójca ruchem tak szybkim, że nie nadążał za nim wzrok przycisnął swój sztylet do brody mężczyzny, lekko przecinając skórę, po czym przywołał jego magię i pochłonął nieco energii życiowej łowcy.
- Czujesz pustkę - wyszeptał Artemis. - Brak nadziei. Czy wiesz, że w tej chwili trzymam w ręku nie tylko twoje życie, lecz również duszę?

ratchet450 - 2013-04-24 22:24:55

Chłopak z przerażeniem w oczach spojrzał na miecz wbity w ścianę. Herbolth ze zdziwieniem słuchał jak tajemniczy jegomość opowiada o dwóch przywódcach gildii. Dopiero teraz to dostrzegł. Najprawdopodobniej sprawca zamieszania w Nowym Bractwie stoi koło niego. Herbolth zaś cały czas nie był pewien swoich przypuszczeń. Ale jest to jedna z bardziej logicznych wersji. Chłopak nawet nie próbował się wydostać ze śluzu bowiem wiedział iż nie skończył by dobrze. Poza tym nie jest w tej chwili zdolny do ataku przez kolano. Nie pozostało mu wiele jak tylko czekać na finał tej jakże groźnej sytuacji.

RagingRaven - 2013-04-26 22:40:11

Wernona naszło dziwne uczucie pustki.

Wiem kiedy przestać... i to jeszcze nie ten moment

Wernon spokojnym głosem odpowiedział:

-We mnie nie ma nadziei, nadzieję można zabić, zniszczyć.We mnie jest czysta Idea, niektórzy sądzą, że nie ma nic silniejszego od nadziei, to nie prawda. Nie ma nic silniejszego od Idei. Idea lokuje się w głowie, trwa tam, zagnieżdża się głębiej i rozrasta się z czasem. Idea zaraża jak choroba. Istnieją ludzie bez nadziei, ale nie ma ludzi bez Idei. Dlatego tylu magów chce władzy absolutnej i również dla tego tylu łowców nie chce do tego dopuścić .A jaka jest twoja Idea, jaki jest cel Twojego istnienia ? Jesteś tylko narzędziem, czy czymś więcej ?

Artemis13 - 2013-04-28 21:41:08

Artemis

Artemis wybuchł śmiechem, zimnym, szyderczym, słysząc słowa łowcy.
- Idea? Narzędzie? Jesteś tak głupi, czy tylko zaślepiony? Mówisz, że nie ma ludzi pozbawionych idei, powiedz to milionom biednych chłopów, którzy wykorzystywani przez innych, myślą tylko o tym, żeby przeżyć następny dzień, żyjąc w ubóstwie, smrodzie i głodzie. Idea ich nie nakarmi, nie zapewni ciepła w zimie i ochrony przed dzikimi zwierzętami, przed bandytami i potworami. Jakby tego było mało mnie pytasz o ideę? Nie obchodzą mnie idee, nie obchodzi honor, liczy się tylko przeżycie. A jakby tego było mało mnie określasz narzędziem? Ja żyję tylko dla siebie, robię co chcę i kiedy chcę. Za to ty... ty walczysz tam gdzie ci każą przełożeni, stanowisz broń dla swojego bractwa i to ty jesteś narzędziem i hipokrytą na dodatek. Najgorszy możliwy gatunek człowieka. Nie wart nawet zabicia - zakończył zabójca, machając od niechcenia prawą dłonią i neutralizując swoją zaklętą rękawicą obie galarety, które zwyczajnie wyparowały. Obaj przyklejeni spadli na podłogę, Herbolth zawył z bólu. Artemis westchnął lekko, sięgnął za pas, wyciągnął długą cienką iglicę... i nagłym, błyskawicznym ruchem wbił ją w ranę młodego, przepychając pocisk z nogi.
Młody prawie zemdlał.
- Będziesz żył - powiedział zabójca ze spokojem. - Ale jeśli chcesz chodzi, to radziłbym spotkać się z jakimś uzdrowicielem. A co do ciebie - dodał, zwracając się do Wernona. - Nie radziłbym ci próbować strzelać do mnie. Chyba że chcesz skończyć ze sztyletem w oku...

ratchet450 - 2013-04-28 21:48:55

Herbolth wstał opierając się o ścianę po czym niemalże skacząc na jednej nodze jak gdyby nigdy nic uciekł z tawerny. Schował się gdzieś przed facetem i odpoczął. A po co ? By móc się deportować do kryjówki. Już po 10 minutach stał przed drzwiami do bazy po czym otworzył je i wszedł do środka. Wciąż nie za bardzo zwracano na niego uwagi. Powoli udał się do pokoju. Wypowiedział regułkę przywracając włosom dawny kolor po czym wciąż z przestrzeloną nogą udał się do depozytu zwijając się z bólu. Wrócił do gildii, przebrał się i zszedł na dół.
-Adel ! Adel ! - Wył na cały głos.
Miał nadzieję, że ta go usłyszy i do niego podejdzie.

RagingRaven - 2013-04-28 22:05:37

-Tak to była by głupia śmierć...a co do idei, sprawdzałem Cię...miałem nadzieję, że  wygadasz  się dla kogo pracujesz, co byłoby pomocne. Z tego wynika, że nie jesteś lekkomyślny, więc to co powiedziałeś wtedy gdy leżałem sparaliżowany było celową dezinformacją. Szkoda, że mały już uciekł, lepiej by było gdyby to słyszał i przekazał dalej.Skoro nie zabiłeś mnie w tedy to i nie zabijesz mnie teraz...jak mniemam zwyczajnie Ci się to nie opłaca. Znajdziemy Cię kiedy indziej. Mam coś przekazać reszcie , czy mogę już wracać ?

Artemis13 - 2013-04-29 21:45:09

Herbolth

Kilku magów zatrzymało się i spojrzało na ciebie, na ich twarzach malowało się połączenie pogardy, politowania i niesmaku.
- Czemu się drzesz, dzieciaku? - zapytał jeden z mężczyzn. Dopiero wtedy spojrzał na twoją nogę... ale to zdecydowanie nie zmieniło jego nastawienia do ciebie. - Taka ranka, a wydzierasz się jakby ci ktoś przynajmniej nogi powyrywał. Nie potrafiłeś się obronić, nie potrafisz się uleczyć... i ty się nazywasz magiem? Żałosne! - warknął i odszedł, a za nim jego towarzysze... ale wpierw jeden z nich machnięciem dłoni niemalże zasklepił ci ranę...

Artemis

Słysząc słowa łowcy, zabójca podniósł jedną brew do góry z niedowierzaniem.
- Wiesz... skoro ty tak próbujesz z kogoś wyciągnąć informacje... to lepiej zostaw to innym, co? A i rzeczywiście, nie zabijam bez przyczyny. A jeśli chcecie mnie szukać to proszę bardzo... tylko nie wysyłajcie za wielu ludzi, bo może wam personelu zabraknąć... a i w takim razie radziłbym wam uważać na cienie, bywają zabójcze.
Artemis już miał odejść, gdy coś wpadło mu do głowy.
Każda broń jest dobra, pomyślał z lekkim uśmieszkiem.
- Jest jeszcze jedna grupa - odezwał się, wciąż będąc odwróconym do łowcy plecami. - Która z jakiś przyczyn nie lubi ani łowców ani magów. Niewiele o nich wiem ale mają sporo wpływów i środków. Możecie trochę powęszyć - dodał, po czym wymienił rejon, w którym siedzibę mieli jego byli pracodawcy.
Następnie zniknął w ciemnościach.
Wernon rozejrzał się czule, po czym westchnął lekko - w krótkim czasie sporo się wydarzyło.
W tej chwili usłyszał jeszcze głos nad uchem:
- Aha... i jakbyście się spotkali z tamtymi... powiedz im, żeby na przyszłość dotrzymywali umów.
Po czym nastała cisza...

ratchet450 - 2013-04-29 22:07:14

-Ooo - wydał z siebie dziwny dźwięk zdziwienia.
Dalej trochę kulejąc podszedł do barku i zamówił wodę. Barman patrzył na Herbolth jak na dziecko. W końcu mało to buło osób w jego wieku. Nie był on tak doświadczony jak oni. Nie interesował się magią uzdrowicielską lecz zniszczeniem i sprytem.
Bez jaj ! Tak nie może być...muszę coś ze sobą zrobić. Poćwiczyć coś pożytecznego. Na pewno wypróbuję ten karwasz. Ale kurde. Może alchemia...może magia leczenia. Nie mam pojęcia. Poza tym ten facet miał charakter jakby mu kij w dupę włożyli. Przychodzi człowiek do swego domu z rozpieprzonym kolanem, woła Lilith a ten się jeszcze wkurza. Przecie go nie wołałem. A topór mu w oko...a nawet dwa topory. Ciekaw jestem czy Kigam żyje... Czy coś ustalili i czy im się do czegoś znów przydam... Podczas tego bezsensownego i zakręconego rozmyślania wypił szklankę wody. Usiadł no fotelu przy ścianie po czym obejrzał swoją ranę. Zastała po niej tylko blizna. Lecz kolano dalej go trochę rwało.
Muszę dowiedzieć się kim był ten gość, który oblał mnie jakimś glutem. Oby przynajmniej ten facet, z którym się prałem coś wykminił. Chyba będę musiał go znaleźć i popytać. Tak, Tak to nie jest zbyt rozsądne Herbolth... Myśl normalnie ! Przecież to Łowca..łatwo nie będzie. Wciąż tak rozmyślając położył się wręcz na fotelu i zaczął przysypiać.

RagingRaven - 2013-04-29 22:18:42

A więc miałem rację...jest ktoś trzeci, jakaś inna grupa. Tylko kto to u licha może być. No nic, dobre i tyle wracam do kryjówki.

Wernon otrząsnął się po całej awanturze, zapłacił z piwo i to w dodatku z nawiązką za szkody.
Wyszedł z karczmy i skierował się w stronę kryjówki.Po 30 min spokojnego marszu cichymi i ciemnymi ulicami Benejov dotarł do jednego z wejść do kryjówki. Zawsze starał się używać innego wejścia, aby trudniej było go wyśledzić, ale również żeby sobie utrwalić ich położenie. Po 15 minutach przedzierania się przez kanały ujrzał pierwsze blaski światła, wieszczące ,że kryjówka jest już niedaleko. Tunel wychodził tuż obok kowala. W tym momencie Wernon przypomniał sobie o swoim mieczu. Postanowił odebrać go od krasnoluda.
Wernon podszedł do pieca przy którym stał kowal rozgrzewający właśnie stalowy pręt.

-Widzę, ze interes się kręci.

-I to jeszcze jak, po akcji z goblinami wszyscy na gwałt potrzebują nowego oręża- uśmiechnął się krasnolud.

-Przyszedłem odebrać swój miecz.

-Ach tak, pamiętam- krasnolud odszedł od pieca , podszedł do dębowej lady z pod której wyciągnął zawinięte w szmaty ostrze-Oto i on-Ciągnął dalej krasnolud.

Wernon podniósł zawiniątko, szybko zrzucił szmaty i jego oczom ukazała się idealnie naostrzona klinga.

-Tylko pogratulować takiego kunsztu w rękach- powiedział Wernon podziwiając precyzję z jaką ostrze zostało naostrzone.

-Cieszę  się, że jest pan zadowolony z mojej pracy.

- A właśnie, mam dla pana jeszcze jedno zlecenie, tym razem trochę bardziej skomplikowane .Mianowicie potrzebuję pochwy do tego miecza.

-Pochwy?Co w tym zleceniu jest aż tak skomplikowanego?Każdy głupi potrafi wykonać pochwę na miecz.

-Tradycyjną pochwę zapewne tak...ja potrzebuję czegoś troszkę bardziej , powiedzmy, wymyślnego- uśmiechnął się Wernon.

-A dokładniej?Jeśli wolno wiedzieć oczywiście?

-Najpierw muszę wiedzieć czy przyjmie pan zlecenie?

-Z miłą chęciom, lubię wyzwania.

-A więc: pochwa musi być bardzo lekka a zarazem wytrzymała, do tego musi być przewieszana na skórzanych pasach, na skos  przez plecy, ale nie to jest najtrudniejsze. Najtrudniejszym aspektem tego zlecenia jest to, że pochwa ma wisieć do góry nogami, tak aby wyciągnięcie miecza odbywało się ruchem do dołu, najlepiej szybko.

-Oooo. To będzie nie lada wyzwanie, ale zobaczę co uda mi się zrobić, lecz musisz zostawić swój miecz.

- Nie ma sprawy, wrócę po komplet jutro wieczorem.

Kowal zrobił minę która sugerowała by, że czeka go ciężka noc w kuźni.

Wernon odszedł od lady i skierował się prosto do swojego pokoju.

O tym czego się dowiedziałem powiem reszcie jutro, teraz muszę odpocząć...w końcu mogłem dzisiaj zginąć.

Wernon umył się, przebrał w czyste lekkie ubranie i położył się do łóżka. Zasnął natychmiast.

ratchet450 - 2013-04-30 17:37:22

Chłopaka, jakimś cudem, nikt nie zbudził. Otworzył oczy i zobaczył pusty hol.
pewnie jest późno Myśląc wstał i wyszedł przed budynek i zobaczył piękny księżyc w pełnie nad nim. Stojąc tak chwilę i podziwiając świecące na niebie koło zorientował się, że noga przestała go boleć. Wrócił do środka i udał się do biblioteki. Wybrał z półki "Czary obezwładniające". Zasiadł na środku sali do treningu.
W spisie treści znalazł czar paraliżu. Nie była to długa książka lecz treściwa i wszystko dobrze tłumaczyła. Po ok. 20 min. czytania Herbolth wstał i wpadł na dobry pomysł. Najpierw chwile poćwiczy na manekinie, a potem..
Więc Herbolth ustawił się na stanowisku przed manekinem i szybkim ruchem dłoni spróbował rzucić paraliż. Udało mu się to dopiero po 30 minutach bezsensownych prób.
-Tak ! W końcu ! Tak ! tak ! -Zaczął cieszyć się na cały głos.
Kula, która powoduje paraliż nie wyszła mu najgorzej bowiem jak czytał to czar o tym kolorze i szybkości lotu jest efektem ciężkiej pracy. W końcu do jego mózgownicy wpadł pomysł trochę co prawda głupie ale jakiś. Zakradł się do pokoju Enmy. (Wiedział gdzie się znajduje, bo pod numerkiem pokoju było wypisane imię mieszkańca) Podszedł do drzwi. Gdy dotknął ich... Został odrzucony potężnym czarem defensywnym, który wtrącił go na drzwi na przeciwko, które także go sponiewierały. Teraz Herboth leżał na podłodze pomiędzy drzwiami do pokoju Enmy, a tymi na przeciwko...
-Aaaa - Wyjęczał

RagingRaven - 2013-04-30 18:03:51

Było koło godziny 10. Wernon krzątał się po kryjówce  już od paru godzin, większość czasy zwiedzał wszystkie możliwe zakamarki bazy, lecz teraz nadszedł czas aby zdać raport reszcie. Weron ruszył w stronę pokoju obrad, drzwi były otwarte, lecz w środku nikogo nie było.

Najwyraźniej wszyscy mają jakieś ważne sprawy...

Wernon powoli wszedł do pomieszczenia,wyciągnął z kieszeni płaszcza kartkę i wieczne pióro. Położył kartkę na stole i zaczął pisać:

Maiłem rację, w całą obecną aferę zamieszana jest jeszcze jakaś trzecia organizacja. Miałem wczoraj nieprzyjemność spotkać się z zabójcą Mistrza. Odradzam poszukiwania tego typa z pod ciemnej gwiazdy, przynajmniej do czasu aż nie dowiemy się kto go wynajął i dokładnie dlaczego. Podobno jego zleceniodawcy nie opowiadają się po żadnej ze stron, więc są zagrożeniem nie tylko dla nas, ale i dla magów. Gdybyście mnie potrzebowali będę na strzelnicy.
                                                                                                                                          Wernon


Po napisaniu listu Wernon udał się prosto na strzelnicę, aby potrenować oko, w końcu wczorajszego dnia chybił pięciokrotnie...

Artemis13 - 2013-05-09 17:30:42

Herbolth

Enma wyskoczył ze swojego pokoju jak poparzony, podobnie jak inni mieszkańcy, wszyscy spojrzeli na ciebie jak na wariata.
- Już, spokój, nic się nie dzieje - warknął do nich Enma, łapiąc się pod pachy i zaciągając, dosłownie, do swojego pokoju. - Herbolth, co ty wyrabiasz? Nie wydało ci się oczywistym, że po tym wszystkim każdy zabezpieczy jakoś swój pokój? Po tym jak Kigam... - W tym miejscu starszy mag zaciął się jakby nie mógł powiedzieć nic więcej...

Wernon

Miałeś szczęście - strzelnica zdawała się być pusta, mogłeś się więc oddać swojej "zabawie" bez żadnych ograniczeń, co zdecydowanie pomogło ci na nerwy - w końcu w ostatnim czasie wiele się działo, rzadko kiedy dobrze...

ratchet450 - 2013-05-09 17:46:00

Chłopak popatrzył na Enmę.
-Co...? Co Kigam ? Mam wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego. Lecz powinieneś. W końcu mnie znasz i możesz mi zaufać. Więc powiedz. Czy Kigam żyje ? I co wiesz w związku z nim. Dobra ! Nie chcesz nie mów. A ja muszę przestać krzyczeć w środku nocy... Nie ważne. Słuchaj. Przyszedłem do ciebie pogadać o nauce magii. Czytałem dzisiaj książkę o czarach obezwładniających. Chciałem się nauczyć paraliżu. Udało mi się go tak jakby wyczarować lecz nie wiem czy chwila treningu i siedzenia przy książkach nauczy mnie takie zaklęcia ? Przyszedłem do ciebie żeby...no...przetestować na tobie paraliż. Wiem...Wiem głupi pomysł. Ale w końcu jest możliwość, że nauczyłem się czegoś pożytecznego. A że ty jesteś bardziej i to o wiele bardziej doświadczony ode mnie to mógłbyś ze mną poćwiczyć i mnie pouczyć, wytknąć błędy cokolwiek.... Ohhh... Asienagadłem... - Herbolth przestał mówić i próbował zapełnić swoje płuca powietrzem.

www.dbsk-crazy-love.pun.pl www.blazers.pun.pl www.moltencorelolclan.pun.pl www.ricoe-gra.pun.pl www.ls-mods-2011.pun.pl